Tumblr Mouse Cursors

środa, 19 lutego 2014

Rozdział 4

                        ... narkotykach. Może i byli pełnoletni, ale żeby zatruwać życie takim świństwem? Przesada. Stałam za ścianą i patrzyłam na nich, słuchałam też o czym rozmawiali. Harry wyciągnął rękę w stronę Nialla.
- Najpierw kasa, potem ... jasne?- powiedział i rzucił mu podejrzliwy uśmiech. Harry wyciągnął grube pieniądze. Niall przeliczył i dał mu mały kartonik. Nie wiedziałam co to, ale chciałam się tego dowiedzieć.  Zauważyłam też, że w tylnej kieszeni Harry ma papierosy. Sięgnął do niej i poczęstował Nialla. On nie wziął. Wstali z ławki i poszli zapalić za szkołę. Postanowiłam szybko powiedzieć o tej całej sytuacji Lucy. Siedziała już przed salą gdzie miała mieć kolejną lekcję. Szybko usiadłam koło niej i zaczęłam opowiadać jej całe zajście. Ona wyśmiała mnie i poszła się z nim przywitać. Zaczęli się całować. Może i zżerała mnie zazdrość o jej szczęście, ale ... bałam się też o nią, że Harry ją gdzieś wciągnie, a ona się stoczy. Wydawał się być fajnym chłopakiem, ale gdy zakrywał go Marcel. Harry był ... niegrzeczny, a Lucy zakochała się w nim. Ona go kochała, ale czy on kochał ją? Nie chciała mi uwierzyć. Miłość ją zaślepiła. Trudno... chciałam jej pomóc, ale nie skorzystała. To już jej problem. Myślałam nad tym co zobaczyłam, ale ... sama nie wiem. Wystraszył mnie Niall siadając koło mnie.
- Dasz buzi?- zaśmiał się, a ja przewróciłam oczami- zapraszam cię na mecz- uśmiechnął się do mnie. Zgodziłam się przyjść. Lucy też tam była, ale jako cheerleaderka i dopingowała chłopaków. Nasza szkoła wygrała. Któż by się tego spodziewał. Najlepsza szkoła sportowa w okolicy. Szybko zmyłam się z trybun i pobiegłem do domu przebrać się na zawody konne. Zaczynały się za kilka godzin. Przebrałam się i mama podwiozła mnie na całe wydarzenie. Gdy byłam na miejscu zakazano mi się już przygotowywać. Poszłam po konia na pastwisku. Założyłam jej kantar i przywitałam się z moją kochaną klaczką. Niestety sama nie miałam konia ona była własnością stadniny. Zabrałam ją z pastwiska i zaczęłam czyścić. Była bardzo brudna. Sierść, grzywa, ogon. Wszystko było gotowe. Założyłam siodło i ogłowie. Była piękna. Sama założyłam czarną marynarkę na biały podkoszulek Myślałam, że mogę liczyć na Lucy i że tutaj przyjdzie, ale nie przyszła mi życzyć szczęścia. Trochę było mi z tego powodu smutno, ale nagle zauważyłam Nialla. Wyciągnął zza pleców aparat i zrobił zdjęcie. Założyłam rękawiczki i toczek. Przytulił mnie mocno.
- Powiedzenia, śliczna- powiedział i pocałował mnie w policzek.
- Dzięki- zaśmiałam się i zaczęłam iść do budynku gdzie miało się to odbyć. Niall potrzymał mi konia, a ja zgrabnie na niego wsiadłam. Rzuciłam mu jeszcze przed wyjazdem uśmiech.
- Będziemy cię obserwować- powiedział i wskazał na Harrego i Lucy siedzących na widowni. Jednak przyszła. Miałam nadzieję, że jakoś dobrze mi to wyjdzie. Nagle usłyszałam strzał. Ruszyłam szybko i zaliczyłam pierwszą przeszkodę, drugą, trzecią i tak następną i następną. Niestety na następnej nie poszło tak dobrze. Poczułam tylko cholerny ból i widziałam ciemność.
                                    *perspektywa Nialla*
Gdy zobaczyłem ten wypadek myślałem, że umrę, tak się o nią bałem. Wpadła do wody i zniknęła w niej. Nie ruszała się, a widać było tylko kolano. Koń leżał trochę dalej, ale wiedziałem że przeszedł po niej. Wstałem w trybun i szybko z nich biegłem, przeskoczyłem przez barierkę i wbiegłem na tor. Prawie byłem koło niej, ale złapał mnie ratownik. Wyrywałem się, ale nie pozwolili mi do niej pójść. Koniu nic nie było, ale z nią ... nie wiem dlaczego mi tak na niej zależało, nawet dobrze się nie znaliśmy, ale chyba ... pokochałem ją. Małą Mery. Szybko przewieźli ją do szpitala, a my pojechaliśmy za nimi. Lucy płakała, a mama kazała jej wracać do domu. Ja pojechałem prosto do niej. Szybko. Czekałem bardzo długo na jaką kol wiek informacje. W końcu lekarz wyszedł i powiedział mi co się stało.
- Pani Mery ma złamaną rękę i kilka żeber. Z tego się wyliże- powiedział.
- Całe szczęście- odpowiedział i głęboko odetchnąłem.
- Ale ... - gdy to usłyszałem to myślałem, że nie wiem co zrobię- dziewczyna ma białaczkę. Jak najszybciej przydałby się jej zdrowa czysta krew. Najlepiej zaraz- powiedział. Opadłem na krzesło- lecz nie każdą białaczkę da się tak szybko wyleczyć. Jej pewnie tak. Tylko potrzeba zdrowej, czystej krwi- dodał. Załamałem się. Miałem już łzy w oczach.
- Ja... ja chcę oddać krew- powiedziałem. Lekarz zaprowadził mnie do pielęgniarki by pobrała mi krew, ale był jeden problem. Ćpałem i paliłem. Nie mogłem jej oddać takiej krwi. Szybko poinformowałem ludzi na facebooku i innych portalach, że szybko potrzebuję krwi i podałem dokładnie jaką. Dużo osób się zgodziło tylko, że większość mieszkała daleko.
Mijały tygodnie, a ona czuła się coraz gorzej. Starałem się być przy niej cały czas, ale nie mogłem. Szkoła. W końcu pękłem. Zerwałem się z lekcji i pobiegłem jak najszybciej do domu. Nie wiem dlaczego. Bałem się, że ją stracę, a dawcy na miejscu nie było. Czułem, że nie mogę bez niej żyć. Wziąłem pistolet z szafki rodziców. Oparłem się o ścianę, a z moich oczu poleciały łzy.
- Nie przeżyje bez niej- powiedziałem sam do siebie. Przyłożyłem pod brodę pistolet. Już miałem nacisnąć spust, gdy nagle przybiegł Louis.
- Mamy dawce!- krzyknął w drzwiach. Szybko do mnie podszedł i rzucił pistolet gdzieś daleko ode mnie- będzie z nią już tylko lepiej- powiedział i przycisnął mnie do siebie. Lou jeden z moich najlepszych pięciu przyjaciół. Mogłem wypłakać się w jego ramię bez żadnego wyśmiewania. Gdy skończyłem ocierać łzy poszliśmy razem do niej.
                                                                                            *perspektywa Lucy*
Siedzieliśmy z Harrym u mnie w domu. Zrobił naleśniki. Zjedliśmy je i poszliśmy do mojego pokoju. Zaczął mnie całować, a sobie rozpinać spodnie ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz