Tumblr Mouse Cursors

sobota, 22 marca 2014

Rozdział 11

Nie wiedziałem co mam zrobić. Mulat nie dał za wygraną. Jeszcze dostałem od niego prawego sierpowego. Oddałem mu dwa razy mocniej, kiedy rozdzieliła nas Margaret.
- Co wy robicie? -zaczęła krzyczeć. - Harry co ty tu jeszcze robisz? Powinieneś za nią jechać, a ty Zayn, po co wy się bijecie? To już nic nie da, tylko pogorszy tą sytuację. Jak możecie?
- Przepra... Masz rację - powiedziałem i pobiegłem w stronę auta. Za plecami usłyszałem głos Malika- Stary, przepraszam to moja wina...
I co teraz z nią będzie. Postanowiłem nie denerwować rodziców Lucy, ale zadzwonić do Mery, jak już będę coś wiedział. Bardzo się martwiłem o małą Lucy...

                                                                   ~perspektywa Mary~
Jak zwykle w czwartki miałam okienko. Razem z koleżankami poszłam do Starbucks'a. Kiedy stałyśmy w kolejce zadzwonił do mnie Niall. Odeszłam kilka metrów od kas i zaczęliśmy rozmowę.
- Słuchaj... bo wiesz... za... - blondyn zaczął coś mamrotać
- Niall, możesz to powiedzieć normalnie? - zaśmiałam się do telefonu.
- Yyyy... tak - zamamrotał Niall.
- To mów - ten chłopak był prześmieszny.
- Więc, moi rodzice organizują taki bankiet i chciałbym żebyś poszła ze mną. - zaproponował.
- I było to takie straszne? Oczywiście, że z tobą pójdę. - odpowiedział z przyjemnością. Już chciałam się rozłączyć, kiedy Niall jeszcze dodał...
- Kocham cię. - to było takie urocze.
Wróciłam do koleżanek bardzo zadowolona. Pytały mnie o co chodzi, ale a nic nie mówiłam. Razem poszłyśmy do szkoły. Na korytarzu czekałam na chłopaka. Tłum ludzi, przechodzący przez wąskie pomieszczenie, rozsuną się i zobaczyłam blondyna. W ręce trzymał bukiet róż. Tylko on tak potrafił. Przycisnął mnie do szafki i zaczął całować.
- Niall - powiedziałam cicho - Niall! - oderwałam go od siebie i wskazałam na nauczycielkę.
- Do gabinetu! - pogoniła nas pani Miller,zawsze potrafiła zaskoczyć swoją obecnością. Nie było innego wyjścia. Poszliśmy za nią do gabinetu dyrektora. Ja usiadłam na krześle, a Niall oparł się o ścianę. Chwilkę czekaliśmy, ale w końcu wielkie drzwi się otworzyły. Dyrektor Simpson usiadł za biurkiem i zaczął kazanie.
- Moi mili, ja nie wiem dlaczego... - ale Niall mu przerwał.
- To nie tak, to moja wina. Mary nic nie zawiniła. Proszę ukarać tylko mnie. - mówił
- A mogę dokończyć? - pan Simpson powiedział z aroganckim  uśmiechem - nie będę was karał, ponieważ uważam, że każdy ma prawo kochać. Tylko następnym razem róbcie to gdzie indziej, dobrze? - już się bałam, że będziemy zawieszeni. Po kilku minutach Niall przeprosił mnie za tą sytuację. Nie wiedziałam dlaczego. Nie ważne...
Zadzwonił ostatni dzwonek tego dnia. Wybiegłam z klasy jak szalona. Otworzyłam szafkę i wypadła z niej mała karteczka. Było napisane:
"Ja, ty, dziś o 18, w parku"
On to umie zaskoczyć. Kiedy blondyn podszedł do mnie ja o niczym nie mówiłam. Udawałam, że nic się nie stało. Ubrałam kurtkę i wróciliśmy razem do domu. Niall odprowadził mnie tylko pod bramkę, dał buziaka i poszedł. No tak, śpieszył się na naszą randkę. Byłam ciekawa co przygotuje. Nie mogłam się skupić. Tylko o tym myślałam. Po mimo tego, że spotykałam się z nim każdego dnia w szkole nie mogłam się doczekać. Odliczałam sekundy...
Godzinę przed spotkaniem zaczęłam się przygotowywać. Lekka sukienka, żółte
obcasy i torebka. Przed samym wyjściem ułożyłam włosy w koczka.
Szłam ciemną ulicą Londynu. Słychać było tylko chrząkanie osób i szczekanie psów. Kiedy doszłam do parku, usiadłam na ławce, na której zawsze się spotykaliśmy. Chwilę czekałam... Po kilku minutach usłyszałam głos z oddali. Odwróciłam się, ale zauważyłam tylko sylwetkę.
- Pięknie wyglądasz - powiedział znajomy mi głos, ale jednak to nie był głos Niall'a. Myślałam, że się przesłyszałam.
- Dziękuję, bardzo mi miło - uśmiechnęłam się pod nosem i spuściłam wzrok. Poczułam się niepewnie. Im bliżej ten człowiek był tym bardziej wiedziałam, że to nie Niall.
- Nie bój się, to tylko ja...
- Ty nie jesteś Niall - bałam się, nie wiedziałam co ma zamiar zrobić.
- Nie widzisz mnie to skąd możesz wiedzieć? Przepraszam, głupie pytanie. Przecież ty go doskonale znasz. Ja jestem tylko kolejnym facetem, który miał nadzieje, że będzie tym jedynym.
- Nie rozumiem... - o co tu chodzi? Miałam ochotę uciec. Wstałam z ławki i zaczęłam biec. Niestety przez przypadek, włożyłam obcas do dziury w drodze i się potknęłam. Miałam całe rozwalone kolana, ale się nie poddałam i uciekałam dalej. Kiedy weszłam na ulicę, chwilę odsapnęłam. Nie miałam już siły, ale musiałam. Na szczęście niedaleko był dom mojego chłopaka. Zapukałam do drzwi, ale nikt mi nie otworzył. Zauważyłam, że jest otwarte. Weszłam do domu i zobaczyłam Niall'a z dziwnym facetem... Mężczyzna dawał mu małe opakowanie z białym proszkiem. Co to miało znaczyć? Nie wiedziałam co mam myśleć, a rzadko się to zdarzało.
- To nie tak jak myślisz!- krzyknął chłopak i zaczął iść w moją stronę. Jednak ja nie chciałam z nim rozmawiać. Szybko wyszłam z jego domu trzaskając mocno drzwiami. Zaczęłam biec, wiedziałam, że za mną jest. Niall zawsze za mną szedł nie zależnie od sytuacji. Obróciłam się by zobaczyć gdzie jest, ale akurat gęsta mgła ograniczyła widoczność do dziesięciu metrów. Słyszałam za sobą jego głos.
Jak on mógł?
Wbiegłam do swojego pokoju i zamknęłam się na klucz. Ściągnęłam sukienkę i poszłam do łazienki. Puściłam wodę pod prysznicem. Nie, to nie możliwe. Próbowałam jeszcze raz to wszystko przemyśleć. Z moich oczu płynęły rzewne łzy.
Miałam nadzieję, że ten dzień szybko się skończy. Chciałam się opić i już nie wstać, nigdy. Niestety zadzwonił do mnie Harry:
- Mery? Lucy miała wypadek. - powiedział, a ja natychmiast wstałam.
- Jak to? Co się stało? Nie to nie możliwe... - mówiłam z niedowierzaniem - gdzie jesteście, zaraz tam będę
- Błagam cię, tylko nie mów waszym rodzicom. Jedziemy do szpitala, wyślę Ci adres...
- Dobrze... - rozłączyłam się i przebrałam w dres. Niepostrzeżenie zeszłam do garażu i włączyłam silnik auta. Moi rodzice na szczęście już spali.
Dawno nie prowadziłam i trochę sie bałam. Jeszcze po tym co się stało... Całą drogę myślałam o tym mężczyźnie w parku, o Niall'u i o... Lucy. Wszystkie wydarzenia się mieszały... Jechałam dobrą godzinę. Na miejsce dojechałam około pierwszej w nocy. Byłam padnięta, ale zrobiłam to dla mojej siostrzyczki...
Wpadłam do szpitala i w pierwszym korytarzu zobaczyłam śpiącego Harrego. Nie chciałam go budzić, ale kiedy koło niego usiadłam on otworzył oczy. Na twarzy miał wielkiego siniaka...
***NIE BÓJCIE SIĘ KOMENTOWAĆ, WASZE KOMENTARZE MOTYWUJĄ NAS DO DALSZEJ PRACY :)***

czwartek, 20 marca 2014

Rozdział 10

                 - Ej- szepnęła do mnie Lucy uderzając mnie lekko w ramie- nie gap się tak na nie... czuję się zazdrosna- powiedziała i zmieniła kierunek wzroku. Zaśmiałem się pod nosem.
- Jesteś tą jedyną- odpowiedziałem i dzięki temu zdaniu popatrzyła się na mnie, a ja szybko położyłem się na niej i pocałowałem- kocham cię- uśmiechnąłem się do niej- Dlaczego mi nie powiedziałaś?- zapytałem bo to pytanie krążyło mi cały czas w głowie.
- Bałam się, że nigdy się już nie spotkamy- odpowiedziała. Pocałowałem ją w nos, a on wybuchła śmiechem- jestem głupia, prawda?- zaśmiała się.
- Jesteś moja- powiedziałem i zerwałem się z ziemi. Chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą do mojego pokoju. Wbiegliśmy po schodach i położyliśmy się od razu na łóżku. Zacząłem ją całować po torsie, ściągnąłem jej koszulkę, ale ... przyszła jej koleżanka. Stanęła dębem w drzwiach. Lucy szybko założyła swoją koszulkę.
- Moglibyście się pieścić gdzie indziej. Było by fajnie- mówiła z uśmiechem na ustach. Wstałem z łóżka i naciągnąłem koszulkę na brzuch. Stanęliśmy równo w szeregu, gdy dyrektorka nagle zawołała Margaret, koleżankę Lucy- Zayn!- krzyknęła i pobiegła się z nim przywitać. Popatrzyliśmy się razem z Lucy przez okno i okazało się, że to był nasz kolega, Zayn. Zayn ze szkoły.
- On ma dziewczynę?- zapytałem zdziwiony.
- Ciekawe czego jeszcze nie wiemy- odpowiedziała i lekko uniesionymi rękami. Też zeszliśmy na plac przed budynkiem. Zdziwił się trochę gdy mnie zobaczył, ale ... przyjaźniliśmy się. Lucy rzuciła się z uściskiem na Zayna.
- Hej mała- zaśmiał się. Widziałem, że Margaret była zdezorientowana- no skarbie, widać, że nasz już moich przyjaciół- zaśmiał się i wziął mnie i Lucy pod rękę. Sam nie wiem, od kiedy przyjaźnię się z Zaynem. Jakoś to tak samo wyszło w ferie zimowe gdy byłem z nim w Australii. Zayn dziwił się też co my tutaj robimy- co wy tak w ogóle tutaj robicie?- zapytał. Przewróciłem oczami i wszystko mu opowiedziałem, że Lucy jest najlepsza w gimnastyce i nie ma nikogo lepszego od niej, ale on się zbulwersował i zorganizował konkurs. Dziewczyny miały pokazać, kto jest lepszy na matach. Dziewczyny bardzo się zaangażowały i zgodziły się na ten konkurs. Powiedziały, która wygra zostaje w szkole i to wszystko przez nas, któraś to wygra i zostanie, a jedna wróci do domu. Bałem się tego trochę. Margaret ma wieksze szanse bo dłużej tutaj uczęszcza, a Lucy jest tutaj ... jeden dzień?
Wszystko zaczęło się konkursem na równoważni. Obie zrobiły to fantastycznie. Były niesamowite. My tylko siedzieliśmy z chłopakiem na trybunach i podziwiałyśmy je.
- Dlaczego zaproponowałeś taki konkurs?- zapytałem go z wyrzutami- przecież mogą sobie zrobić przez to krzywdę- dodałem. Rzucił mi spojrzenie i kiwnął twierdząco głową.
- Wiem. Po prostu powiedziałeś, że Lucy jest najlepsza, a są tak samo dobre. Jednak nie można ju tego przerwać- odpowiedział i schował głowę w ręce- jestem idiotą- odpowiedział.
- Wiem- zaśmiałem się i położyłem mu dłoń na plecach. Następna konkurencja. Zręczność. Margaret utrzymała się na jednej ręce w szpagacie, a Lucy ... gdzie ona w ogóle była? Przemierzyłem wzrokiem całą salę i nie było jej. Nagle Zayn wbił mi łokieć w żebra. Popatrzyłem na niego, a on wskazywał na linę. Wspinała się po niej moja dziewczyna- ja bym nawet się tak nie wspiął- powiedziałem. Nagle do sali gimnastycznej wbiegła dyrektorka.
- Co się tutaj dzieje?!- krzyknęła. Dyra rozproszyła Lucy, a ta ... spadła z liny. Zerwałem się z trybun i pobiegłem do niej. Leżała na macie nie ruszając się. Wszyscy pobiegliśmy zobaczyć co się jej stało. Byłem przerażony. Dyrektorka dzwoniła już po karetkę. Lucy miała dwa otwarte złamania. Przez palce przechodziło jej żebro, a noga ... sam nie wiem jak to opisać.
- Widzisz. Mówiłem ci- krzyknąłem na chłopaka.
- To nie moja wina!- odkrzyknął mi równie głośno. Staliśmy na przeciwko siebie. Miałem już dłoń zaciśniętą w pięść i okazje by mu przywalić.
- Nie ... kłóćcie się- powiedziała Lucy przez zaciśnięte zęby. W końcu przyjechała karetka i zabrali ją. Gdy wyszliśmy ze szkoły razem z Zayn zaczęliśmy się bić. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Czułem się okropnie, dlatego, że ... moja dziewczyna jedzie w ciężkim stanie do szpitala.

czwartek, 13 marca 2014

Rozdział 9

Usiadłam za biurkiem i zaczęłam się uczyć. Co chwilę przerywał mi dźwięk przychodzącego SMS’a.  Nie przejmowałam się tym i działałam dalej. Po dwudziestym nie wytrzymałam i otworzyłam telefon. Moim oczom ukazała się litania napisana przez Niall’a.
„Tęsknię…”
„Zadzwoń”
„Jutro szkoła”
„Zróbmy to jeszcze raz”
„Kocham Cię”
I tak dalej. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
                                                                                   ~perspektywa Harrego~
Po kłótni z Lucy zabrałem ją do siebie do domu. Nikogo tam nie było na szczęście. Poszliśmy do mojego pokoju. Usiadła na łóżku, a ja koło niej. Zbliżałem swoje usta do jej, a swoje oczy wlepiłem w jej. Widziałem, że jej się to podobało. Im bliżej byłem tym ona miała większy uśmiech. Nasze usta złączyły się. Nagle ona odskoczyła.
- Ja muszę już iść – powiedział i zatrzasnęła za sobą drzwi. Zdziwiło mnie to trochę.
Następnego dnia musiałem wstać wcześniej bo szedłem do szkoły.  Po drodze wstąpiłem do kwiaciarni i kupiłem różę dla Lucy. W szkole jakimś cudem udało mi się ja wsadzić do jej szafki.  Niestety nie widziałem jak ją otwiera  bo miałem już lekcje. Nie mogłem się doczekać kiedy ją zobaczę. Na żadnej przerwie nie mogłem jej znaleźć. Czy ona mnie unika? Nie to nie możliwe.
Na lanch'u jak zwykle usiadłem z chłopakami i Mary. Zdziwiło mnie, że nie było z nią Lucy. Postanowiłem ją o to zapytać.
-Co jest z twoją siostrą?
-Nie wiesz? Myślałam, że ci powiedziała. – o co tu chodzi – dziś rano pojechała do szkoły gimnastycznej- dokończyła.
- Ale jak to? – byłem zdziwiony – to nie możliwe.  Nie mogłem w to uwierzyć. To dla tego wczoraj była taka. Od razu po powrocie ze szkoły spróbowałem do niej zadzwonić. Niestety nie udało się. Byłem zdruzgotany. Zadzwoniłem do Niall’a.
- Stary, masz dla mnie towar? – zadałem pytanie.
- Dla ciebie zawsze – odpowiedział, a ja się w sumie ucieszyłem. Po kilkunastu minutach usłyszałem głos blondyna za drzwiami. Wstałem z kanapy i otworzyłem mu. On dał mi prochy i powiedział, że musi iść do Mary. Wróciłem do pokoju i wysypałem biały proszek na biurko. Poprawiłem go kartką i się zaciągnąłem. Za każdym razem kiedy to robiłem było mi lepiej. Nagle zadzwonił mi telefon. Rzuciłem się na niego rozsypując pozostały proszek. "Kurwa" powiedziałem sam do siebie i odebrałem telefon.
-Hej! Bardzo cię przepraszam, że ci nie powiedziałam, ale... - nagle coś przerwało. Ten dzień był do dupy. Nienawidziłem się. Wszystko to moja wina.
                                                                                           ~perspektywa Lucy~
Miałam mieszane uczucia. Nie wiedziałam czy dobrze zrobiłam nie mówiąc mu o tym. Co jeśli mnie przestanie kochać? Przecież to on sprawił, że dostałam się do tej szkoły. Przestałam myśleć o Marc... znaczy o Harrym około pierwszej w nocy. Musiałam w końcu iść spać. Czekał mnie ciężki dzień.
Następnego dnia, moja współlokatorka obudziła mnie wcześnie rano. Chciałam ją zabić za to. Jakimś cudem wstałam i udałam się do łazienki. Upięłam swoje włosy w koczka i ubrałam na siebie strój gimnastyczny. Razem z May'ą (moją współlokatorką) zeszłyśmy na śniadanie. Było tam pełno ludzi. Wzięłyśmy tace i poszłyśmy do bufetu. Następnie usiadłyśmy przy jakimś stoliku. Od czasu do czasu patrzyłam się na stolik najpopularniejszych. Brakowało mi go. Tam zawsze były najlepsze zabawy.
Następnie poszłyśmy na zajęcia. Jak zawsze starałam się być najlepsza i mi nawet wyszło. Po południu miałyśmy czas wolny, ktoś ze starszej klasy organizował imprezkę. Nie mogłam opuścić takiej okazji. Oczywiście nie obyło się bez alkoholu i bez ... prochów. Tak bardzo nie chciałam tego robić. Nie mogłam. Wybiegłam z tamtą jak najszybciej się dało. Ze łzami w oczach...
Po powrocie postanowiłam zadzwonić do Harrego.
- Hej to ja- powiedziałam trochę zasmucona.
- Ja dobrze Cię słyszeć- cieszył się, że zadzwoniłam - opowiadaj jak tam jest- powiedział od razu. Zaczęłam nawijać.
- Fajnie, przed chwilą wróciłam z imprezy- przyznałam się.
- I jak było - zapytał, a ja nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Nie fajnie, musiały być tam prochy, oczywiście. Jak dobrze, że ty nie bierzesz prochów- zaśmiałam się do słuchawki, a po drugiej stronie nastała niepokojąca cisza.
- Yyyy, tak - Harry się odezwał
- Wiesz ja juz muszę kończyć, pogadamy jutro
- Do zobaczenia, kocham cię - powiedział i rozłączyłam się. Noc minęła mi lepiej niż poprzednia.
Niestety następnego dnia spotkało mnie wiele niemiłych sytuacji po moim wczorajszym "wyskoku". Wszyscy się ze mnie śmiali. To nie było przyjemnie. Gdyby tylko tu był Harry, wszystkie dziewczyny by mi zazdrościły.
Jak zwykle po południe zostało dla nas. Razem z May'ą poszłyśmy na spacer. Było cudownie. Słońe, ptaki, wszystko czego sobie zamarzyłeś. Mi jak zwykle brakowało Harrego.
Koło pierwszej w nocy usłyszałam stuki na polu. Nie zareagowałam na nie i zasnęłam.
                                                                                              ~perspektywa Harrego~
Postanowiłem zrobić niespodziankę Lucy. Od Mary dowiedziałem się gdzie jest ta szkoła i pojechałem tam. Żeby było bardziej zaskakująco zrobiłem to w noc. Na szczęście na jej balkonie był wywieszony jej strój więc łatwo mogłem odgadnąć gdzie mam iść. Byłem bardzo podekscytowany. Podszedłem do zimnej ściany i zacząłem się wspinać. Szło mi bardzo dobrze. Udało mi się wejść na balkon bez większych przeszkód. Stuknąłem parę razy w okno. Po kilku minutach otworzyła mi jakaś blondynka. Zdziwiłem się. Ona chyba też bo wezwała ochronę. Nie udało mi się uciec. Zabrali mnie do gabinetu dyrektora szkoły. Siedziałem tam do rana i czekałem na tego gościa. Masakra. Ile można się zbierać? Nie ważne. Wielkie drzwi sie uchyliły. Przede mną usiadł człowiek w garniturze i zaczął swoją nawijkę. Po kilku minutach do pomieszczenia weszła sekretarka i powiedziała, że jakaś uczennica czeka na rozmowę. On powiedział żeby weszła. W wielkich drzwiach ukazała sie mała sylwetka. Na początku nie mogłem stwierdzić kto to jest, ponieważ słońce świeciło za mocno. Po zrobieniu paru kroków przez dziewczynę ujrzałem piękną brunetkę, a mianowicie Lucy. Niefortunne spotkanie, ale cóż. Rzuciła mi się na szyję jakbyśmy się nie widzieli wieki. W sumie tak to odczułem. Odwdzięczyłem się namiętnym całusem. Pan dyrektor dziwnie się na nas patrzył.
-Nie chciał bym przeszkadzać, ale słyszałem, że miała pani do mnie jakąś sprawę.
-O tak, ten chłopak jest ze mną. Proszę go wypuścić - powiedziała nie pewnie. Dyrektor chwilę się zastanawiał, ale w końcu mnie puścił. Razem z Lucy urządziliśmy sobie piknik. Wszyscy się na nas patrzyli. Widziałem jak rożne dziewczyny, przechodzące obok nas rozmawiają o mnie. To było śmieszne...