Już lecieliśmy... Jak ja mogłam go zostawić? Przecież on potrzebuje mojej pomocy...
- Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. - staruszka nadal mi to powtarzała - płaczesz o chłopaka?- zapytała, a ja pokiwałam głową- co zrobił?
- Nie wiem czy mogę powiedzieć. Ale trudno. Widziałam go jak wymieniał się z kimś narkotykami.
- To ciężka sprawa. Ale przede wszystkim powinnaś mu pomóc. Jeżeli cię kocha to z tym zerwie. Zobaczysz. A teraz już się nie przejmuj.
Dalszą podróż przespałam. Kiedy wysiadłam w Chicago postanowiłam zadzwonić do niego. Przez dłuższy czas nie odbierał, ale w końcu dodzwoniłam się.
- Halo? Mary- usłyszałam jego głos w telefonie i łza poleciała mi oo policzku
- Będzie dobrze...- powiedziała pani z samolotu przechodząc obok mnie
- Niall! Kocham cię- powiedziałam i się rozpłakałam. Ludzie podchodzili do mnie i pytali się czy wszystko w porządku. Ja tylko kiwnęłam twierdząco głową.
- Mary! Mogę przyjechać do ciebie?- zapytał. Jednak to pytanie mnie zadziwiło. Postanowiłam się zgodzić i w końcu się z nim zobaczyć.
- Tak. Proszę- po tych słowach rozłączyłam się.
~narracja trzecioosobowa~
Dziewczyna miała mieszane uczucie. Zastanawiała się czy dobrze zrobiła dzwoniąc do chłopaka i prosząc o przyjazd, ale był jeden plus tej całej sytuacji. Czuła się w końcu szczęśliwa i nic nie "leżało" jej na wątrobie. Mary czekała na jakiekolwiek informacje dotyczące chłopaka i gdzie się znajduję. Niall natomiast w trymiga spakował ubrania do dużej walizki, pobiegł do samochodu i ruszył pod dom państwa Winter. Nie wiedział gdzie dokładnie znajduje się jego miłość, więc postanowił zapytać o to jej młodszą siostrę Lucy.
- Gdzie dokładnie jest Mary?- zapytał przejęty blondyn.
- Nie wiem czy mogę ci powiedzieć- szatynka sprzeczała się ze starszym chłopakiem. W końcu się przełamała i powiedziała mu dokładnie. Miasto, ulicę, blok, numer mieszkania. Zadziwiające, że Lucy to wszystko znała, jeszcze kilka miesięcy temu nic ani nikt ją nie obchodził . Gdy tylko zapisał wszystkie informacje dotyczące jego dziewczyny wsiadł do samochodu i z piskiem opon ruszył na lotnisko. Lucy weszła z powrotem do Harrego, który przesiadywał u niej w pokoju. Usiadła mu na kolanach twarzą w twarz. Musnęła ustami jego nos i zaśmiała się. Jednak dziewczyna widziała, że w zachowaniu loczka coś nie gra. Siedział na łóżku bez konkretnego wyrazu twarzy. Błądził w obłokach. Lego ręce były za plecami oparte o śliski materiał na łóżku. Jego pięści nagle zacisnęły się mnąc ładnie wyprasowaną narzutę. Dziewczyna wtuliła się w Harrego, a głowę schowała w zagłębienie jego szyi.
- Muszę ci się do czegoś przyznać- powiedział. Dziewczyna z trudem odkleiła się od jego ciepłego i przyciągająco umięśnionego ciała- ćpam i palę- wydusił z siebie, aż zarumienił się ze wstydu. On postawiła swoje dwie małe stópki na ziemnej podłodze.
- Dlaczego? Dlaczego mi nie powiedziałeś?- zadawała pytania.
- Chciałem, ale zbyt bardzo się bałem. Mogę cię stracić- wytłumaczył dziewczynie prosto w oczy.
- Nigdy mnie nie stracisz. Też to kiedyś robiłam- powiedziała.
- Wiem, ale nieświadomie- wytłumaczył znów. Chłopak przymknął oczy i w końcu zebrał się na opowiedzenie historii i po co mu był Marcel, którego wymyślił kilka lat temu. Bał się tego, ale wiedział, że Lucy może zaufać w każdej sytuacji- Marcel powstał na zamaskowanie tego świństwa- zaczął historyjkę nie taką krótką- Miałem w tedy piętnaście lat gdy poszedłem na prawdziwą imprezę do klubu i tam namówili mnie do tego koledzy. Uzależniłem się od pierwszego zaciągnięcia. Wymykałem się z domu by tylko ukoić nerwy prochami lub po prostu dla przyjemności. Moi rodzice dowiedzieli się o tym i kazali w jakiś sposób mi to skoczyć. Wymyśliłem Marcela. Dobrze się uczyłem, a cały czas wolny jak i nie wolny szedł na naukę. Nie miałem na nic czasu, tylko nauka. Zerwałem kontakt z ćpunami i oderwałem się od tamtego miejsca, od izolowałem. Mojej dwa lata starszej siostry już nie było i nie mogła mi pomóc, a tylko ona do mnie przemawiała tak bym coś zrozumiał. Pewnie by mi pomogła. Gdy poznałem ciebie bliżej i kazałaś mi się zmienić znów to wyszło na jaw. Stary Harry i stare uzależnienia. Nie obwiniam ciebie o to wszystko tylko siebie i już nie mogłem tego w sobie gnębić. Miałem wyrzuty sumienia, czułem się winny i przepra ...- chłopak przerwał, bo dziewczyna wsunęła język między jego usta i zaczęła namiętnie całować- jesteś wspaniała- zdołał z siebie wydusić.
- Pomogę ci z tego wyjść. Razem wyjdziemy z tego bagna- powiedziała długowłosa i chwyciła zielonookiego za rękę. Chłopak rzucił jej uśmiech i pożegnał się pocałunkiem. Po drodze, do domu rzuciła mu się do oka dziewczyna, która płakała. Podszedł do niej i zaczął wypytywać o co chodzi. Nie lubił takich sytuacji.
- Idź stąd- usłyszał cichy głosik. Harry odwrócił się i już miał zamiar iść, gdy nagle, oberwał pięścią w twarz. Całe zajście obserwował Zayn, który przechodził obok. Podbiegł do nich. Położył dłoń na
ramieniu Harrego i zaczął tłumaczyć całe zajście.
- Ziom, lepiej nie wkurzaj tego pana- powiedział do chłopaka, który go uderzył, a następnie chłopak z dziewczyną się zmyli- Harry wszystko w porządku?- zapytał Zayn. Harry podniósł wzrok i odpowiedział krótkie, ale jasne "tak". Następnie zerwał się z wcześniejszego miejsca i szedł jakby nigdy nic do domu ...
piątek, 9 maja 2014
sobota, 3 maja 2014
Rozdział 13
Uśmiechnęłam się do niego szeroko, a on lekko musną mnie w usta. Odwrociłam się. To było bardzo przyjemne. Następnie chwycił mnie za ręce i kazał iść. Szłam, teraz już pewnie. Każdy krok sprawiał mi wiele radości.
- Lucy! - Mary wyjrzała przez okno i krzyknęła z radości. Szybko do nas zeszła. Nie mogła się napatrzeć.
~perspektywa Mary~
Byłam bardzo szczęśliwa. Po tym co moja siostra przeszła, udało jej się wstać i podjąć jakiekolwiek działanie. No własnie... Ja chyba nic nie zrobiłam... Wszystko to zasługa Harrego... Zazdrościłam jej, że znalazła sobie kogoś takiego, razem wyglądali jakby byli małżeństwem od kilku lat. Swietnie się dogadywali i czuli razem. Wiedziałam, że nie jestem już jej potrzebna i najważniejsza w jej życiu. Kiedy skończyli swój spacer, cała rodzina -Harry też- zebrała się w salonie.
- Więc... Jak wszyscy wiedzą, niedługo kończę szkołę i ... - zaczęłam swoją przemowę - znalazłam sobie studia- poinformowałam całą rodzinę.
- To świetnie! Tak się cieszę, nasza mała córeczka idzie już na studia! - jak zwykle moja mama pełna radości cieszyła się z każdego podjętego kroku przeze mnie.
- No tak- westchnęłam- tylko, że to jest w Chicago- dokończyłam cichszym głosem. Wszystkim opadły szczęki oprócz Harrego ponieważ pewnie go to nie obchodziło zbytnio.
- Jak to?- zapytała z przerażeniem Lucy.
- Widzę, że nie jestem tu już potrzebna, w sensie dla Lucy. Budzę się codziennie i widzę, że świetnie się bawisz z Harrym. Ja chcę się uczyć, a po za tym znalazłam sobie nawet tam stadninę, w której mogłabym jeździć- na twarzy Lucy pojawił się grymas, a wręcz przeciwnie zareagowali moi rodzice. Byli zachwyceni. Trochę się martwiłam o Lucy, że zamknie się w sobie, przez mój wyjazd. Jednak wiedziałam też, że ma Harrego i da sobie beze mnie radę.
Wyjazd był już niedługo. Wystarczyło napisać tylko testy, które zbliżały się bardzo szybko.
Każdy mój dzień wyglądał tak samo, ale ten był inny. Po pierwszej lekcji poszłam do szafki zostawić książki. Już miałam ją zamykać kiedy ktoś mnie wyprzedził. Odwróciłam się i zobaczyłam... Theo. Tylko nie on. Dawniej bym powiedziała "O mój Boże", ale teraz... No cóż... Jako wychowana osoba zaczęłam z nim rozmawiać.
- Cześć Theo- rzuciłam coś.
- Wiedziałem, że Mi wybaczysz- powiedział z szyderczym uśmiechem na twarzy.
- Skąd wiesz? - zaśmiałam się pod nosem
- Domyśliłem się. Bardzo Cię przepraszam... za to- zaczął. Uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Spoko, ale możesz mnie teraz zos... - na horyzoncie zauważyłam Niall'a idącego w naszą stronę. Szybko chwyciłam Theo za rękę, udając, że jestem z nim- Udawaj, że... No nie wiem. Opowiedz mi jakiś żart- w tym momencie byłam przerażona. Chciałam unikać Niall'a. Dalej nie mogłam w to uwierzyć. Co jeśli on z tym nie przestanie? Co z nim będzie? Te pytania zadręczałyście mnie kiedy wracałem do domu. Przekraczając próg usłyszałam jak Harry śpiewa w pokoju Lucy. Uśmiechnęłam się do siebie, rzuciłam klucze na stolik i poszłam do pokoju.
Zaczęłam się pakować, ale szło mi to bardzo ciężko. Musiałam wziąć że sobą tyle rzeczy. Pakując ubrania natknęłam się na paczkę, którą kiedyś dostałam od Niall'a. Otworzyłam wieczko i od razu zamknęłam. Położyłam je gdzieś w kącie pokoju.
Następnie przeszłam do "pakowania biurka". Notatki, długopisy, segregatory... a po między nimi wspomnienia. Otwierając każdy z zeszytów, każdą z teczek widziałam coś co związane było z
blondynem. Usiadłam na ziemi i zaczęłam płakać. Parę łez kapnęło na jeden z notatników gdzie Niall narysował róże. Szybko je wytarła, ale rysunek się roztarł. Zamknęłam skórzany notatnik, otarłam łzy z twarzy i udawałam, że nic się nie stało.
Obudziłam się następnego dnia i uświadomiłam sobie, że do testów zostały tylko dwa dni. Trochę się bałam, ale tata mówił, że stres jest potrzebny. Te dni spędziłam tylko na nauce. Nikt nie wchodził mi do pokoju i ja z niego nie wychodziłam.
Przyszedł poniedziałek, a wraz z nim test. Ubrałam się elegancko i bez śniadania poszłam do szkoły. Była opustoszała przez to, że wszystkie klasy, po za ostatnią, miały wolne. Na końcu korytarza zauważyłam jak Harry rozmawiał z Niall'em. Postanowiłam się przełamać i podeszłam do nich. Oczy miałam wlepione w swoje buty.
- Hej! - nad sobą usłyszałam głos loczka.
- Cześć! - odpowiedziałam, dalej z opuszczoną głową - będzie dzisiaj u Lucy?- zapytał oczywście o moją siostrę, zamiast powiedzieć ' powodzenia' czy coś w tym rodzaju.
- Tak. Od razu po egzaminach- odpowiedziałam spokojnym tonem.
- To może wrócimy razem?- zaproponował brunet.
- Jasne. Boję się trochę. A ty Niall?- przełamałam się i powiedziałam do Niall'a.
- Ja też- odpowiedział, ale po jego głosie słyszałam, że ma to w nosie. Cały ten sprawdzian.
- Można wchodzić na sale- zawołała jedna z nauczycielek sprawujących pieczę nad uczniami.
- No to powodzenia chłopaki- każde z nas poszło w innym kierunku. Usiadłam przy wyznaczonej ławce i zaczęłam głęboko oddychać. Będzie dobrze, zobaczysz...
Do sali weszła nauczycielka, powiedziała swoje i rozdała nam arkusze. Wzięłam do ręki czarny długopis i zaczęłam.
***dwie godziny później***
Cała spocona wyszłam z sali. Pobiegłam do łazienki by się odświeżyć, ale dążyłam i postanowiłam zaczekać chwilę na Harrego. W końcu poszliśmy. W drodze nie rozmawialiśmy o teście. Pytałam go raczej o Niall'a. Martwili mnie jego zachowanie, ale Harry powiedział, że nic o tym nie wie. Wiedziałam, że kłamie. Weszliśmy do domu i usłyszeliśmy... NIESPODZIANKA. Pełno konfetti spadło nam na głowy.
- A co to za okazja? - zapytałam zdziwiona.
- Impreza pożegnalna. - odpowiedziała mi Lucy i pociągnęli za sobą. Wyszłyśmy do ogrodu.
Było cudownie. Zrobiło mi się trochę smutno, że to wszystko zostawiam, ale nie miałam już odwrotu.
Kiedy impreza się skończyła, posprzątałam i poszłam do siebie. Skończyłam pakowanie, zniosłam walizki i spojrzałam na swój pokój. Był pusty... Tak tylko się wydawało. Było w nim pełno wspomnień. Kilka łez zwilżyło mi policzek. Ostatni raz oparłam się o swoje okno, położyłam się na swoi łóżku... Zgasiłam soję światło. Lucy z Harrym już na mnie czekali. Rodziców nie było. Spakowałam swoje rzeczy do bagażnika, czarnego auta i pojechaliśmy na lotnisko.
Po dwudziestu minutach dojechaliśmy na miejsce. Weszliśmy do wielkiego budynku, w którym było pełno ludzi. Stanęłam w kolejce do odprawy. Lucy usiadła na ławce obok. Kiedy doszłam już do końca, odłożyłam swoje bagaże i pożegnała się z nimi. Weszłam do innej części lotniska.
Miałam jeszcze dwie godziny do odlotu wiec postanowiłam pochodzić o sklepach.
Nadszedł mój czas i weszłam do samolotu. Koło mnie usiadła jakaś starsza pani oraz jej mąż. Byli uroczą parą.
- Jedziesz do chłopaka? - zapytała miła staruszka. Rumieniec wstąpił na moje, wcześniej blade z przerażenia policzki.
- Ja? Nie, nie... ja jadę na studia. - odpowiedziałam jej ze zdziwieniem.
- A gdzie masz chłopaka? - ta pani była bardzo natarczywa. Zaczęła mnie lekko irytować. Był to moment w moim życiu gdzie starałam zapomnieć o ... wiecie kim.
- Nie mam chłopaka- powiedziałam i miałam nadzieję, że da mi spokój z takimi pytaniami.
- Ale jak to? Taka piękna dziewczyna... ta młodzież. A jak masz na imię kochana?- jednak się myliłam. Zadawała coraz więcej wkurzających pytań, ale ja jako miła młodzież odpowiadałam, nawet na najgłupsze pytania.
- Mary- uśmiechnęłam się do staruszki.
- Popatrz Niall. Ta dziewczyna ma tak samo na imię jak ja- w tej chwili mnie zamurowało. Niall i
Mary... - to imię jest bardzo popularne- i uświadomiłam sobie, że mój blondyn jest mi potrzebny. Popłakałam się.
- Nie płacz dziecko. Wszystko będzie dobrze- pani przytuliła mnie i zaczęła mówić słowa otuchy. Chciałam wysiąść, ale było już za późno. Już lecieliśmy...
- Lucy! - Mary wyjrzała przez okno i krzyknęła z radości. Szybko do nas zeszła. Nie mogła się napatrzeć.
~perspektywa Mary~
Byłam bardzo szczęśliwa. Po tym co moja siostra przeszła, udało jej się wstać i podjąć jakiekolwiek działanie. No własnie... Ja chyba nic nie zrobiłam... Wszystko to zasługa Harrego... Zazdrościłam jej, że znalazła sobie kogoś takiego, razem wyglądali jakby byli małżeństwem od kilku lat. Swietnie się dogadywali i czuli razem. Wiedziałam, że nie jestem już jej potrzebna i najważniejsza w jej życiu. Kiedy skończyli swój spacer, cała rodzina -Harry też- zebrała się w salonie.
- Więc... Jak wszyscy wiedzą, niedługo kończę szkołę i ... - zaczęłam swoją przemowę - znalazłam sobie studia- poinformowałam całą rodzinę.
- To świetnie! Tak się cieszę, nasza mała córeczka idzie już na studia! - jak zwykle moja mama pełna radości cieszyła się z każdego podjętego kroku przeze mnie.
- No tak- westchnęłam- tylko, że to jest w Chicago- dokończyłam cichszym głosem. Wszystkim opadły szczęki oprócz Harrego ponieważ pewnie go to nie obchodziło zbytnio.
- Jak to?- zapytała z przerażeniem Lucy.
- Widzę, że nie jestem tu już potrzebna, w sensie dla Lucy. Budzę się codziennie i widzę, że świetnie się bawisz z Harrym. Ja chcę się uczyć, a po za tym znalazłam sobie nawet tam stadninę, w której mogłabym jeździć- na twarzy Lucy pojawił się grymas, a wręcz przeciwnie zareagowali moi rodzice. Byli zachwyceni. Trochę się martwiłam o Lucy, że zamknie się w sobie, przez mój wyjazd. Jednak wiedziałam też, że ma Harrego i da sobie beze mnie radę.
Wyjazd był już niedługo. Wystarczyło napisać tylko testy, które zbliżały się bardzo szybko.
Każdy mój dzień wyglądał tak samo, ale ten był inny. Po pierwszej lekcji poszłam do szafki zostawić książki. Już miałam ją zamykać kiedy ktoś mnie wyprzedził. Odwróciłam się i zobaczyłam... Theo. Tylko nie on. Dawniej bym powiedziała "O mój Boże", ale teraz... No cóż... Jako wychowana osoba zaczęłam z nim rozmawiać.
- Cześć Theo- rzuciłam coś.
- Wiedziałem, że Mi wybaczysz- powiedział z szyderczym uśmiechem na twarzy.
- Skąd wiesz? - zaśmiałam się pod nosem
- Domyśliłem się. Bardzo Cię przepraszam... za to- zaczął. Uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Spoko, ale możesz mnie teraz zos... - na horyzoncie zauważyłam Niall'a idącego w naszą stronę. Szybko chwyciłam Theo za rękę, udając, że jestem z nim- Udawaj, że... No nie wiem. Opowiedz mi jakiś żart- w tym momencie byłam przerażona. Chciałam unikać Niall'a. Dalej nie mogłam w to uwierzyć. Co jeśli on z tym nie przestanie? Co z nim będzie? Te pytania zadręczałyście mnie kiedy wracałem do domu. Przekraczając próg usłyszałam jak Harry śpiewa w pokoju Lucy. Uśmiechnęłam się do siebie, rzuciłam klucze na stolik i poszłam do pokoju.
Zaczęłam się pakować, ale szło mi to bardzo ciężko. Musiałam wziąć że sobą tyle rzeczy. Pakując ubrania natknęłam się na paczkę, którą kiedyś dostałam od Niall'a. Otworzyłam wieczko i od razu zamknęłam. Położyłam je gdzieś w kącie pokoju.
Następnie przeszłam do "pakowania biurka". Notatki, długopisy, segregatory... a po między nimi wspomnienia. Otwierając każdy z zeszytów, każdą z teczek widziałam coś co związane było z
blondynem. Usiadłam na ziemi i zaczęłam płakać. Parę łez kapnęło na jeden z notatników gdzie Niall narysował róże. Szybko je wytarła, ale rysunek się roztarł. Zamknęłam skórzany notatnik, otarłam łzy z twarzy i udawałam, że nic się nie stało.
Obudziłam się następnego dnia i uświadomiłam sobie, że do testów zostały tylko dwa dni. Trochę się bałam, ale tata mówił, że stres jest potrzebny. Te dni spędziłam tylko na nauce. Nikt nie wchodził mi do pokoju i ja z niego nie wychodziłam.
Przyszedł poniedziałek, a wraz z nim test. Ubrałam się elegancko i bez śniadania poszłam do szkoły. Była opustoszała przez to, że wszystkie klasy, po za ostatnią, miały wolne. Na końcu korytarza zauważyłam jak Harry rozmawiał z Niall'em. Postanowiłam się przełamać i podeszłam do nich. Oczy miałam wlepione w swoje buty.
- Hej! - nad sobą usłyszałam głos loczka.
- Cześć! - odpowiedziałam, dalej z opuszczoną głową - będzie dzisiaj u Lucy?- zapytał oczywście o moją siostrę, zamiast powiedzieć ' powodzenia' czy coś w tym rodzaju.
- Tak. Od razu po egzaminach- odpowiedziałam spokojnym tonem.
- To może wrócimy razem?- zaproponował brunet.
- Jasne. Boję się trochę. A ty Niall?- przełamałam się i powiedziałam do Niall'a.
- Ja też- odpowiedział, ale po jego głosie słyszałam, że ma to w nosie. Cały ten sprawdzian.
- Można wchodzić na sale- zawołała jedna z nauczycielek sprawujących pieczę nad uczniami.
- No to powodzenia chłopaki- każde z nas poszło w innym kierunku. Usiadłam przy wyznaczonej ławce i zaczęłam głęboko oddychać. Będzie dobrze, zobaczysz...
Do sali weszła nauczycielka, powiedziała swoje i rozdała nam arkusze. Wzięłam do ręki czarny długopis i zaczęłam.
***dwie godziny później***
Cała spocona wyszłam z sali. Pobiegłam do łazienki by się odświeżyć, ale dążyłam i postanowiłam zaczekać chwilę na Harrego. W końcu poszliśmy. W drodze nie rozmawialiśmy o teście. Pytałam go raczej o Niall'a. Martwili mnie jego zachowanie, ale Harry powiedział, że nic o tym nie wie. Wiedziałam, że kłamie. Weszliśmy do domu i usłyszeliśmy... NIESPODZIANKA. Pełno konfetti spadło nam na głowy.
- A co to za okazja? - zapytałam zdziwiona.
- Impreza pożegnalna. - odpowiedziała mi Lucy i pociągnęli za sobą. Wyszłyśmy do ogrodu.
Było cudownie. Zrobiło mi się trochę smutno, że to wszystko zostawiam, ale nie miałam już odwrotu.
Kiedy impreza się skończyła, posprzątałam i poszłam do siebie. Skończyłam pakowanie, zniosłam walizki i spojrzałam na swój pokój. Był pusty... Tak tylko się wydawało. Było w nim pełno wspomnień. Kilka łez zwilżyło mi policzek. Ostatni raz oparłam się o swoje okno, położyłam się na swoi łóżku... Zgasiłam soję światło. Lucy z Harrym już na mnie czekali. Rodziców nie było. Spakowałam swoje rzeczy do bagażnika, czarnego auta i pojechaliśmy na lotnisko.
Po dwudziestu minutach dojechaliśmy na miejsce. Weszliśmy do wielkiego budynku, w którym było pełno ludzi. Stanęłam w kolejce do odprawy. Lucy usiadła na ławce obok. Kiedy doszłam już do końca, odłożyłam swoje bagaże i pożegnała się z nimi. Weszłam do innej części lotniska.
Miałam jeszcze dwie godziny do odlotu wiec postanowiłam pochodzić o sklepach.
Nadszedł mój czas i weszłam do samolotu. Koło mnie usiadła jakaś starsza pani oraz jej mąż. Byli uroczą parą.
- Jedziesz do chłopaka? - zapytała miła staruszka. Rumieniec wstąpił na moje, wcześniej blade z przerażenia policzki.
- Ja? Nie, nie... ja jadę na studia. - odpowiedziałam jej ze zdziwieniem.
- A gdzie masz chłopaka? - ta pani była bardzo natarczywa. Zaczęła mnie lekko irytować. Był to moment w moim życiu gdzie starałam zapomnieć o ... wiecie kim.
- Nie mam chłopaka- powiedziałam i miałam nadzieję, że da mi spokój z takimi pytaniami.
- Ale jak to? Taka piękna dziewczyna... ta młodzież. A jak masz na imię kochana?- jednak się myliłam. Zadawała coraz więcej wkurzających pytań, ale ja jako miła młodzież odpowiadałam, nawet na najgłupsze pytania.
- Mary- uśmiechnęłam się do staruszki.
- Popatrz Niall. Ta dziewczyna ma tak samo na imię jak ja- w tej chwili mnie zamurowało. Niall i
Mary... - to imię jest bardzo popularne- i uświadomiłam sobie, że mój blondyn jest mi potrzebny. Popłakałam się.
- Nie płacz dziecko. Wszystko będzie dobrze- pani przytuliła mnie i zaczęła mówić słowa otuchy. Chciałam wysiąść, ale było już za późno. Już lecieliśmy...
środa, 16 kwietnia 2014
Rozdział 12
- Przepraszam- szepnęłam. Chłopak spojrzał na mnie zdezorientowany- za obudzenie- dodała. On rzucił mi tylko wymuszony uśmiech, poprawił włosy i naciągnął koszulkę. Położył dłoń na stłuczonym policzku.
- Zaraz ci opowiem co się stało- zaczął i wstał z kanapy. Położyłam torebkę na kolanach i czekałam na niego z piętnaście minut. Wrócił z workiem lodu przy policzku- kłóciliśmy się z Zaynem, kogo dziewczyna jest lepsza w gimnastyce i zaczęły się zawody. Niestety Lucy została poszkodowana. Bardzo cię przepraszam- wytłumaczył wszystko. Jak mógł być taki ... nieodpowiedzialny! Zdenerwowałam się. Zaczęłam na niego krzyczeć, ale opamiętałam się po kilku słowach. Podszedł do nas lekarz. Wziął mnie na stronę.
- Lucy jest bardzo złym stanie. Ma bardzo dużo złamań i nie wiadomo w jakim czasie dziewczyna wróci do sprawności fizycznej. Musi pani wypisać ją ze szkoły- poinformował mnie- nie będzie mogła być już gimnastyczką- dodał. Byłam przerażona. Jak ja jej to powiem? ' Siostra, twoje marzenia o zawodowej gimnastyce legły w gruzach'? Miałam mętlik w głowie. Nagle podbiegł do mnie loczek i położył dłonie na ramionach. Widziałam w jego oczach pytanie ' i co?'. Pokręciłam głową ze łzami w oczach i usiadłam.
- Musi zapomnień o marzeniach- wydusiłam z siebie załamującym się głosem- przepraszam- dodałam i wstałam z krzesła. Musiałam iść do łazienki.
~perspektywa Lucy~
Nagle się obudziłam. Lampa nad moją głową zaczęła mnie oślepiać. Wszystko mnie bolało, a co najgorsze nie mogłam się ruszać. Czułam ciężar na moich nogach i że są bezwładne. Co w ogóle się stało? Nic nie pamiętam. Przybiegł do mnie lekarz i zmierzył mi gorączkę. Miałam temperaturę. Korciło mnie pytanie.
- Co się stało?- wydusiłam z siebie w końcu. Lekarz odsunął lampę, dając mi ulgę.
- Masz złamane trzy żebra, nogę złamaną w kości udowej, a lewą w kostce. Miałaś też wstrząs mózgu i dlatego nic nie pamiętasz- powiedział. Ujrzałam w drzwiach Harrego. Mógł w końcu do mnie wejść.
- Pewnie wyglądam okropnie- powiedziałam zachrypniętym głosem i rzuciłam mu uśmiech.
- Wyglądasz pięknie jak zawsze- odpowiedział i do oczu napłynęły mu łzy. Pocałował mnie o czoło- muszę coś ważnego ci powiedzieć- zaczął. Chciałam się podciągnąć i usiąść, ale zapomniałam ... zabolało- nie możesz uczęszczać do szkoły gimnastycznej- powiedział.
- Dlaczego?- postanowiłam zapytać.
- Nie wrócisz do pełnej sprawności fizycznej- odpowiedział, a ja zaczęłam płakać jak dziecko- przepraszam, to moja wina- dodał i też zaczął płakać. Wyszedł z sali ocierając łzy koszulką. Chwyciłam poduszkę i zaczęłam w nią krzyczeć przez płacz. Całe życie straciło sens.
Mijały tygodnie, a moje złamania się zrastały. Każdy się mną bardzo opiekował. Najbardziej Harry, a nawet doszedł Liam, Zayn i Louis. Nie podejrzewałam ich o to. Jeździłam o wózku. Nie miałam motywacji by zacząć rehabilitacje po upadku. Nie miałam już po co żyć. W ciągu jednego dnia wszystko, wszystko straciło sens. Chciałam umrzeć. Jednak każdego dnia Harry namawiał mnie do spróbowania. Podjęcia walki z inwalidztwem. Ja byłam za słaba by dalej walczyć. W końcu Harry się wkurzył. Usiadł przy mnie. Pocałował w skroń.
- Nie możesz tak siedzieć do końca życia. Wstań i walcz. Nie poddawaj się. Błagam- zaczął- musisz być silna, dla siebie i dla mnie. Błagam. Nie możesz tak skończyć rozumiesz?! Jesteś wszystkim w moim życiu. Oprócz ciebie nie mam nic- powiedział i wyszedł. Słyszałam szlochanie na korytarzu. Przez uchylone drzwi widziałam jak moja siostra się nad nim nachyla i pociesza go. Ja nie miałam siły. Jednak miałam postanowienie i ćwiczyłam całymi nocami, przez następne trzy miesiące, specjalnie dla Harrego. Tylko dla niego. Chciałam zrobić mu ... moim rodzicom niespodziankę. Wstać z wózka po ośmiu miesiącach. W końcu. Niesamowite! Ucieszyli by się.
Gdy tylko się obudziłam popatrzyłam przez okno. Była piękna pogoda na spacer. Może w końcu uda mi się dzisiaj wstać. Zbieram się na tą decyzję od kilku dni. Zacisnęłam w pięściach prześcieradło i podciągnęłam się. Harry spał na kanapie w moim pokoju. Nie odstępował mnie na krok. Nic nie jadł, nie pił, był zmarnowany. Postawiłam stopy na dywanie koło łóżka. Poruszyłam palcami, kostką, kolanem, aż wstałam. Nogi trzęsły mi się jednak mogłam utrzymać równowagę. Rozstawiłam ręce by trzymać tą równowagę. Pierwszy krok, drugi, przysiad, stawanie na palcach. Jak cieszyłam się czując zimną twardą podłogę. Moją małą dłoń położyłam na klamce i otworzyłam drzwi. Każdy krok był coraz pewniejszy. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Stałam już na polu. Chwyciłam się mocno poręczy i z trudem zeszłam ze schodów prowadzących do ogrodu. Stanęłam na łaskoczącej trawie i zaczęłam się śmiać. Harry wyjrzał przez okno, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Tak długo prze zemnie oczekiwany. Podbiegł do mnie i mocno przytulił, obracając się wokół własnej osi.
- Wiedziałem, że ci się uda!- powiedział ...
- Zaraz ci opowiem co się stało- zaczął i wstał z kanapy. Położyłam torebkę na kolanach i czekałam na niego z piętnaście minut. Wrócił z workiem lodu przy policzku- kłóciliśmy się z Zaynem, kogo dziewczyna jest lepsza w gimnastyce i zaczęły się zawody. Niestety Lucy została poszkodowana. Bardzo cię przepraszam- wytłumaczył wszystko. Jak mógł być taki ... nieodpowiedzialny! Zdenerwowałam się. Zaczęłam na niego krzyczeć, ale opamiętałam się po kilku słowach. Podszedł do nas lekarz. Wziął mnie na stronę.
- Lucy jest bardzo złym stanie. Ma bardzo dużo złamań i nie wiadomo w jakim czasie dziewczyna wróci do sprawności fizycznej. Musi pani wypisać ją ze szkoły- poinformował mnie- nie będzie mogła być już gimnastyczką- dodał. Byłam przerażona. Jak ja jej to powiem? ' Siostra, twoje marzenia o zawodowej gimnastyce legły w gruzach'? Miałam mętlik w głowie. Nagle podbiegł do mnie loczek i położył dłonie na ramionach. Widziałam w jego oczach pytanie ' i co?'. Pokręciłam głową ze łzami w oczach i usiadłam.
- Musi zapomnień o marzeniach- wydusiłam z siebie załamującym się głosem- przepraszam- dodałam i wstałam z krzesła. Musiałam iść do łazienki.
~perspektywa Lucy~
Nagle się obudziłam. Lampa nad moją głową zaczęła mnie oślepiać. Wszystko mnie bolało, a co najgorsze nie mogłam się ruszać. Czułam ciężar na moich nogach i że są bezwładne. Co w ogóle się stało? Nic nie pamiętam. Przybiegł do mnie lekarz i zmierzył mi gorączkę. Miałam temperaturę. Korciło mnie pytanie.
- Co się stało?- wydusiłam z siebie w końcu. Lekarz odsunął lampę, dając mi ulgę.
- Masz złamane trzy żebra, nogę złamaną w kości udowej, a lewą w kostce. Miałaś też wstrząs mózgu i dlatego nic nie pamiętasz- powiedział. Ujrzałam w drzwiach Harrego. Mógł w końcu do mnie wejść.
- Pewnie wyglądam okropnie- powiedziałam zachrypniętym głosem i rzuciłam mu uśmiech.
- Wyglądasz pięknie jak zawsze- odpowiedział i do oczu napłynęły mu łzy. Pocałował mnie o czoło- muszę coś ważnego ci powiedzieć- zaczął. Chciałam się podciągnąć i usiąść, ale zapomniałam ... zabolało- nie możesz uczęszczać do szkoły gimnastycznej- powiedział.
- Dlaczego?- postanowiłam zapytać.
- Nie wrócisz do pełnej sprawności fizycznej- odpowiedział, a ja zaczęłam płakać jak dziecko- przepraszam, to moja wina- dodał i też zaczął płakać. Wyszedł z sali ocierając łzy koszulką. Chwyciłam poduszkę i zaczęłam w nią krzyczeć przez płacz. Całe życie straciło sens.
Mijały tygodnie, a moje złamania się zrastały. Każdy się mną bardzo opiekował. Najbardziej Harry, a nawet doszedł Liam, Zayn i Louis. Nie podejrzewałam ich o to. Jeździłam o wózku. Nie miałam motywacji by zacząć rehabilitacje po upadku. Nie miałam już po co żyć. W ciągu jednego dnia wszystko, wszystko straciło sens. Chciałam umrzeć. Jednak każdego dnia Harry namawiał mnie do spróbowania. Podjęcia walki z inwalidztwem. Ja byłam za słaba by dalej walczyć. W końcu Harry się wkurzył. Usiadł przy mnie. Pocałował w skroń.
- Nie możesz tak siedzieć do końca życia. Wstań i walcz. Nie poddawaj się. Błagam- zaczął- musisz być silna, dla siebie i dla mnie. Błagam. Nie możesz tak skończyć rozumiesz?! Jesteś wszystkim w moim życiu. Oprócz ciebie nie mam nic- powiedział i wyszedł. Słyszałam szlochanie na korytarzu. Przez uchylone drzwi widziałam jak moja siostra się nad nim nachyla i pociesza go. Ja nie miałam siły. Jednak miałam postanowienie i ćwiczyłam całymi nocami, przez następne trzy miesiące, specjalnie dla Harrego. Tylko dla niego. Chciałam zrobić mu ... moim rodzicom niespodziankę. Wstać z wózka po ośmiu miesiącach. W końcu. Niesamowite! Ucieszyli by się.
Gdy tylko się obudziłam popatrzyłam przez okno. Była piękna pogoda na spacer. Może w końcu uda mi się dzisiaj wstać. Zbieram się na tą decyzję od kilku dni. Zacisnęłam w pięściach prześcieradło i podciągnęłam się. Harry spał na kanapie w moim pokoju. Nie odstępował mnie na krok. Nic nie jadł, nie pił, był zmarnowany. Postawiłam stopy na dywanie koło łóżka. Poruszyłam palcami, kostką, kolanem, aż wstałam. Nogi trzęsły mi się jednak mogłam utrzymać równowagę. Rozstawiłam ręce by trzymać tą równowagę. Pierwszy krok, drugi, przysiad, stawanie na palcach. Jak cieszyłam się czując zimną twardą podłogę. Moją małą dłoń położyłam na klamce i otworzyłam drzwi. Każdy krok był coraz pewniejszy. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Stałam już na polu. Chwyciłam się mocno poręczy i z trudem zeszłam ze schodów prowadzących do ogrodu. Stanęłam na łaskoczącej trawie i zaczęłam się śmiać. Harry wyjrzał przez okno, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Tak długo prze zemnie oczekiwany. Podbiegł do mnie i mocno przytulił, obracając się wokół własnej osi.
- Wiedziałem, że ci się uda!- powiedział ...
sobota, 22 marca 2014
Rozdział 11
Nie wiedziałem co mam zrobić. Mulat nie dał za wygraną. Jeszcze dostałem od niego prawego sierpowego. Oddałem mu dwa razy mocniej, kiedy rozdzieliła nas Margaret.
- Co wy robicie? -zaczęła krzyczeć. - Harry co ty tu jeszcze robisz? Powinieneś za nią jechać, a ty Zayn, po co wy się bijecie? To już nic nie da, tylko pogorszy tą sytuację. Jak możecie?
- Przepra... Masz rację - powiedziałem i pobiegłem w stronę auta. Za plecami usłyszałem głos Malika- Stary, przepraszam to moja wina...
I co teraz z nią będzie. Postanowiłem nie denerwować rodziców Lucy, ale zadzwonić do Mery, jak już będę coś wiedział. Bardzo się martwiłem o małą Lucy...
~perspektywa Mary~
Jak zwykle w czwartki miałam okienko. Razem z koleżankami poszłam do Starbucks'a. Kiedy stałyśmy w kolejce zadzwonił do mnie Niall. Odeszłam kilka metrów od kas i zaczęliśmy rozmowę.
- Słuchaj... bo wiesz... za... - blondyn zaczął coś mamrotać
- Niall, możesz to powiedzieć normalnie? - zaśmiałam się do telefonu.
- Yyyy... tak - zamamrotał Niall.
- To mów - ten chłopak był prześmieszny.
- Więc, moi rodzice organizują taki bankiet i chciałbym żebyś poszła ze mną. - zaproponował.
- I było to takie straszne? Oczywiście, że z tobą pójdę. - odpowiedział z przyjemnością. Już chciałam się rozłączyć, kiedy Niall jeszcze dodał...
- Kocham cię. - to było takie urocze.
Wróciłam do koleżanek bardzo zadowolona. Pytały mnie o co chodzi, ale a nic nie mówiłam. Razem poszłyśmy do szkoły. Na korytarzu czekałam na chłopaka. Tłum ludzi, przechodzący przez wąskie pomieszczenie, rozsuną się i zobaczyłam blondyna. W ręce trzymał bukiet róż. Tylko on tak potrafił. Przycisnął mnie do szafki i zaczął całować.
- Niall - powiedziałam cicho - Niall! - oderwałam go od siebie i wskazałam na nauczycielkę.
- Do gabinetu! - pogoniła nas pani Miller,zawsze potrafiła zaskoczyć swoją obecnością. Nie było innego wyjścia. Poszliśmy za nią do gabinetu dyrektora. Ja usiadłam na krześle, a Niall oparł się o ścianę. Chwilkę czekaliśmy, ale w końcu wielkie drzwi się otworzyły. Dyrektor Simpson usiadł za biurkiem i zaczął kazanie.
- Moi mili, ja nie wiem dlaczego... - ale Niall mu przerwał.
- To nie tak, to moja wina. Mary nic nie zawiniła. Proszę ukarać tylko mnie. - mówił
- A mogę dokończyć? - pan Simpson powiedział z aroganckim uśmiechem - nie będę was karał, ponieważ uważam, że każdy ma prawo kochać. Tylko następnym razem róbcie to gdzie indziej, dobrze? - już się bałam, że będziemy zawieszeni. Po kilku minutach Niall przeprosił mnie za tą sytuację. Nie wiedziałam dlaczego. Nie ważne...
Zadzwonił ostatni dzwonek tego dnia. Wybiegłam z klasy jak szalona. Otworzyłam szafkę i wypadła z niej mała karteczka. Było napisane:
"Ja, ty, dziś o 18, w parku"
On to umie zaskoczyć. Kiedy blondyn podszedł do mnie ja o niczym nie mówiłam. Udawałam, że nic się nie stało. Ubrałam kurtkę i wróciliśmy razem do domu. Niall odprowadził mnie tylko pod bramkę, dał buziaka i poszedł. No tak, śpieszył się na naszą randkę. Byłam ciekawa co przygotuje. Nie mogłam się skupić. Tylko o tym myślałam. Po mimo tego, że spotykałam się z nim każdego dnia w szkole nie mogłam się doczekać. Odliczałam sekundy...
Godzinę przed spotkaniem zaczęłam się przygotowywać. Lekka sukienka, żółte
obcasy i torebka. Przed samym wyjściem ułożyłam włosy w koczka.
Szłam ciemną ulicą Londynu. Słychać było tylko chrząkanie osób i szczekanie psów. Kiedy doszłam do parku, usiadłam na ławce, na której zawsze się spotykaliśmy. Chwilę czekałam... Po kilku minutach usłyszałam głos z oddali. Odwróciłam się, ale zauważyłam tylko sylwetkę.
- Pięknie wyglądasz - powiedział znajomy mi głos, ale jednak to nie był głos Niall'a. Myślałam, że się przesłyszałam.
- Dziękuję, bardzo mi miło - uśmiechnęłam się pod nosem i spuściłam wzrok. Poczułam się niepewnie. Im bliżej ten człowiek był tym bardziej wiedziałam, że to nie Niall.
- Nie bój się, to tylko ja...
- Ty nie jesteś Niall - bałam się, nie wiedziałam co ma zamiar zrobić.
- Nie widzisz mnie to skąd możesz wiedzieć? Przepraszam, głupie pytanie. Przecież ty go doskonale znasz. Ja jestem tylko kolejnym facetem, który miał nadzieje, że będzie tym jedynym.
- Nie rozumiem... - o co tu chodzi? Miałam ochotę uciec. Wstałam z ławki i zaczęłam biec. Niestety przez przypadek, włożyłam obcas do dziury w drodze i się potknęłam. Miałam całe rozwalone kolana, ale się nie poddałam i uciekałam dalej. Kiedy weszłam na ulicę, chwilę odsapnęłam. Nie miałam już siły, ale musiałam. Na szczęście niedaleko był dom mojego chłopaka. Zapukałam do drzwi, ale nikt mi nie otworzył. Zauważyłam, że jest otwarte. Weszłam do domu i zobaczyłam Niall'a z dziwnym facetem... Mężczyzna dawał mu małe opakowanie z białym proszkiem. Co to miało znaczyć? Nie wiedziałam co mam myśleć, a rzadko się to zdarzało.
- To nie tak jak myślisz!- krzyknął chłopak i zaczął iść w moją stronę. Jednak ja nie chciałam z nim rozmawiać. Szybko wyszłam z jego domu trzaskając mocno drzwiami. Zaczęłam biec, wiedziałam, że za mną jest. Niall zawsze za mną szedł nie zależnie od sytuacji. Obróciłam się by zobaczyć gdzie jest, ale akurat gęsta mgła ograniczyła widoczność do dziesięciu metrów. Słyszałam za sobą jego głos.
Jak on mógł?
Wbiegłam do swojego pokoju i zamknęłam się na klucz. Ściągnęłam sukienkę i poszłam do łazienki. Puściłam wodę pod prysznicem. Nie, to nie możliwe. Próbowałam jeszcze raz to wszystko przemyśleć. Z moich oczu płynęły rzewne łzy.
Miałam nadzieję, że ten dzień szybko się skończy. Chciałam się opić i już nie wstać, nigdy. Niestety zadzwonił do mnie Harry:
- Mery? Lucy miała wypadek. - powiedział, a ja natychmiast wstałam.
- Jak to? Co się stało? Nie to nie możliwe... - mówiłam z niedowierzaniem - gdzie jesteście, zaraz tam będę
- Błagam cię, tylko nie mów waszym rodzicom. Jedziemy do szpitala, wyślę Ci adres...
- Dobrze... - rozłączyłam się i przebrałam w dres. Niepostrzeżenie zeszłam do garażu i włączyłam silnik auta. Moi rodzice na szczęście już spali.
Dawno nie prowadziłam i trochę sie bałam. Jeszcze po tym co się stało... Całą drogę myślałam o tym mężczyźnie w parku, o Niall'u i o... Lucy. Wszystkie wydarzenia się mieszały... Jechałam dobrą godzinę. Na miejsce dojechałam około pierwszej w nocy. Byłam padnięta, ale zrobiłam to dla mojej siostrzyczki...
Wpadłam do szpitala i w pierwszym korytarzu zobaczyłam śpiącego Harrego. Nie chciałam go budzić, ale kiedy koło niego usiadłam on otworzył oczy. Na twarzy miał wielkiego siniaka...
***NIE BÓJCIE SIĘ KOMENTOWAĆ, WASZE KOMENTARZE MOTYWUJĄ NAS DO DALSZEJ PRACY :)***
- Co wy robicie? -zaczęła krzyczeć. - Harry co ty tu jeszcze robisz? Powinieneś za nią jechać, a ty Zayn, po co wy się bijecie? To już nic nie da, tylko pogorszy tą sytuację. Jak możecie?
- Przepra... Masz rację - powiedziałem i pobiegłem w stronę auta. Za plecami usłyszałem głos Malika- Stary, przepraszam to moja wina...
I co teraz z nią będzie. Postanowiłem nie denerwować rodziców Lucy, ale zadzwonić do Mery, jak już będę coś wiedział. Bardzo się martwiłem o małą Lucy...
~perspektywa Mary~
Jak zwykle w czwartki miałam okienko. Razem z koleżankami poszłam do Starbucks'a. Kiedy stałyśmy w kolejce zadzwonił do mnie Niall. Odeszłam kilka metrów od kas i zaczęliśmy rozmowę.
- Słuchaj... bo wiesz... za... - blondyn zaczął coś mamrotać
- Niall, możesz to powiedzieć normalnie? - zaśmiałam się do telefonu.
- Yyyy... tak - zamamrotał Niall.
- To mów - ten chłopak był prześmieszny.
- Więc, moi rodzice organizują taki bankiet i chciałbym żebyś poszła ze mną. - zaproponował.
- I było to takie straszne? Oczywiście, że z tobą pójdę. - odpowiedział z przyjemnością. Już chciałam się rozłączyć, kiedy Niall jeszcze dodał...
- Kocham cię. - to było takie urocze.
Wróciłam do koleżanek bardzo zadowolona. Pytały mnie o co chodzi, ale a nic nie mówiłam. Razem poszłyśmy do szkoły. Na korytarzu czekałam na chłopaka. Tłum ludzi, przechodzący przez wąskie pomieszczenie, rozsuną się i zobaczyłam blondyna. W ręce trzymał bukiet róż. Tylko on tak potrafił. Przycisnął mnie do szafki i zaczął całować.
- Niall - powiedziałam cicho - Niall! - oderwałam go od siebie i wskazałam na nauczycielkę.
- Do gabinetu! - pogoniła nas pani Miller,zawsze potrafiła zaskoczyć swoją obecnością. Nie było innego wyjścia. Poszliśmy za nią do gabinetu dyrektora. Ja usiadłam na krześle, a Niall oparł się o ścianę. Chwilkę czekaliśmy, ale w końcu wielkie drzwi się otworzyły. Dyrektor Simpson usiadł za biurkiem i zaczął kazanie.
- Moi mili, ja nie wiem dlaczego... - ale Niall mu przerwał.
- To nie tak, to moja wina. Mary nic nie zawiniła. Proszę ukarać tylko mnie. - mówił
- A mogę dokończyć? - pan Simpson powiedział z aroganckim uśmiechem - nie będę was karał, ponieważ uważam, że każdy ma prawo kochać. Tylko następnym razem róbcie to gdzie indziej, dobrze? - już się bałam, że będziemy zawieszeni. Po kilku minutach Niall przeprosił mnie za tą sytuację. Nie wiedziałam dlaczego. Nie ważne...
Zadzwonił ostatni dzwonek tego dnia. Wybiegłam z klasy jak szalona. Otworzyłam szafkę i wypadła z niej mała karteczka. Było napisane:
"Ja, ty, dziś o 18, w parku"
On to umie zaskoczyć. Kiedy blondyn podszedł do mnie ja o niczym nie mówiłam. Udawałam, że nic się nie stało. Ubrałam kurtkę i wróciliśmy razem do domu. Niall odprowadził mnie tylko pod bramkę, dał buziaka i poszedł. No tak, śpieszył się na naszą randkę. Byłam ciekawa co przygotuje. Nie mogłam się skupić. Tylko o tym myślałam. Po mimo tego, że spotykałam się z nim każdego dnia w szkole nie mogłam się doczekać. Odliczałam sekundy...
Godzinę przed spotkaniem zaczęłam się przygotowywać. Lekka sukienka, żółte
obcasy i torebka. Przed samym wyjściem ułożyłam włosy w koczka.
Szłam ciemną ulicą Londynu. Słychać było tylko chrząkanie osób i szczekanie psów. Kiedy doszłam do parku, usiadłam na ławce, na której zawsze się spotykaliśmy. Chwilę czekałam... Po kilku minutach usłyszałam głos z oddali. Odwróciłam się, ale zauważyłam tylko sylwetkę.
- Pięknie wyglądasz - powiedział znajomy mi głos, ale jednak to nie był głos Niall'a. Myślałam, że się przesłyszałam.
- Dziękuję, bardzo mi miło - uśmiechnęłam się pod nosem i spuściłam wzrok. Poczułam się niepewnie. Im bliżej ten człowiek był tym bardziej wiedziałam, że to nie Niall.
- Nie bój się, to tylko ja...
- Ty nie jesteś Niall - bałam się, nie wiedziałam co ma zamiar zrobić.
- Nie widzisz mnie to skąd możesz wiedzieć? Przepraszam, głupie pytanie. Przecież ty go doskonale znasz. Ja jestem tylko kolejnym facetem, który miał nadzieje, że będzie tym jedynym.
- Nie rozumiem... - o co tu chodzi? Miałam ochotę uciec. Wstałam z ławki i zaczęłam biec. Niestety przez przypadek, włożyłam obcas do dziury w drodze i się potknęłam. Miałam całe rozwalone kolana, ale się nie poddałam i uciekałam dalej. Kiedy weszłam na ulicę, chwilę odsapnęłam. Nie miałam już siły, ale musiałam. Na szczęście niedaleko był dom mojego chłopaka. Zapukałam do drzwi, ale nikt mi nie otworzył. Zauważyłam, że jest otwarte. Weszłam do domu i zobaczyłam Niall'a z dziwnym facetem... Mężczyzna dawał mu małe opakowanie z białym proszkiem. Co to miało znaczyć? Nie wiedziałam co mam myśleć, a rzadko się to zdarzało.
- To nie tak jak myślisz!- krzyknął chłopak i zaczął iść w moją stronę. Jednak ja nie chciałam z nim rozmawiać. Szybko wyszłam z jego domu trzaskając mocno drzwiami. Zaczęłam biec, wiedziałam, że za mną jest. Niall zawsze za mną szedł nie zależnie od sytuacji. Obróciłam się by zobaczyć gdzie jest, ale akurat gęsta mgła ograniczyła widoczność do dziesięciu metrów. Słyszałam za sobą jego głos.
Jak on mógł?
Wbiegłam do swojego pokoju i zamknęłam się na klucz. Ściągnęłam sukienkę i poszłam do łazienki. Puściłam wodę pod prysznicem. Nie, to nie możliwe. Próbowałam jeszcze raz to wszystko przemyśleć. Z moich oczu płynęły rzewne łzy.
Miałam nadzieję, że ten dzień szybko się skończy. Chciałam się opić i już nie wstać, nigdy. Niestety zadzwonił do mnie Harry:
- Mery? Lucy miała wypadek. - powiedział, a ja natychmiast wstałam.
- Jak to? Co się stało? Nie to nie możliwe... - mówiłam z niedowierzaniem - gdzie jesteście, zaraz tam będę
- Błagam cię, tylko nie mów waszym rodzicom. Jedziemy do szpitala, wyślę Ci adres...
- Dobrze... - rozłączyłam się i przebrałam w dres. Niepostrzeżenie zeszłam do garażu i włączyłam silnik auta. Moi rodzice na szczęście już spali.
Dawno nie prowadziłam i trochę sie bałam. Jeszcze po tym co się stało... Całą drogę myślałam o tym mężczyźnie w parku, o Niall'u i o... Lucy. Wszystkie wydarzenia się mieszały... Jechałam dobrą godzinę. Na miejsce dojechałam około pierwszej w nocy. Byłam padnięta, ale zrobiłam to dla mojej siostrzyczki...
Wpadłam do szpitala i w pierwszym korytarzu zobaczyłam śpiącego Harrego. Nie chciałam go budzić, ale kiedy koło niego usiadłam on otworzył oczy. Na twarzy miał wielkiego siniaka...
***NIE BÓJCIE SIĘ KOMENTOWAĆ, WASZE KOMENTARZE MOTYWUJĄ NAS DO DALSZEJ PRACY :)***
czwartek, 20 marca 2014
Rozdział 10
- Ej- szepnęła do mnie Lucy uderzając mnie lekko w ramie- nie gap się tak na nie... czuję się zazdrosna- powiedziała i zmieniła kierunek wzroku. Zaśmiałem się pod nosem.
- Jesteś tą jedyną- odpowiedziałem i dzięki temu zdaniu popatrzyła się na mnie, a ja szybko położyłem się na niej i pocałowałem- kocham cię- uśmiechnąłem się do niej- Dlaczego mi nie powiedziałaś?- zapytałem bo to pytanie krążyło mi cały czas w głowie.
- Bałam się, że nigdy się już nie spotkamy- odpowiedziała. Pocałowałem ją w nos, a on wybuchła śmiechem- jestem głupia, prawda?- zaśmiała się.
- Jesteś moja- powiedziałem i zerwałem się z ziemi. Chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą do mojego pokoju. Wbiegliśmy po schodach i położyliśmy się od razu na łóżku. Zacząłem ją całować po torsie, ściągnąłem jej koszulkę, ale ... przyszła jej koleżanka. Stanęła dębem w drzwiach. Lucy szybko założyła swoją koszulkę.
- Moglibyście się pieścić gdzie indziej. Było by fajnie- mówiła z uśmiechem na ustach. Wstałem z łóżka i naciągnąłem koszulkę na brzuch. Stanęliśmy równo w szeregu, gdy dyrektorka nagle zawołała Margaret, koleżankę Lucy- Zayn!- krzyknęła i pobiegła się z nim przywitać. Popatrzyliśmy się razem z Lucy przez okno i okazało się, że to był nasz kolega, Zayn. Zayn ze szkoły.
- On ma dziewczynę?- zapytałem zdziwiony.
- Ciekawe czego jeszcze nie wiemy- odpowiedziała i lekko uniesionymi rękami. Też zeszliśmy na plac przed budynkiem. Zdziwił się trochę gdy mnie zobaczył, ale ... przyjaźniliśmy się. Lucy rzuciła się z uściskiem na Zayna.
- Hej mała- zaśmiał się. Widziałem, że Margaret była zdezorientowana- no skarbie, widać, że nasz już moich przyjaciół- zaśmiał się i wziął mnie i Lucy pod rękę. Sam nie wiem, od kiedy przyjaźnię się z Zaynem. Jakoś to tak samo wyszło w ferie zimowe gdy byłem z nim w Australii. Zayn dziwił się też co my tutaj robimy- co wy tak w ogóle tutaj robicie?- zapytał. Przewróciłem oczami i wszystko mu opowiedziałem, że Lucy jest najlepsza w gimnastyce i nie ma nikogo lepszego od niej, ale on się zbulwersował i zorganizował konkurs. Dziewczyny miały pokazać, kto jest lepszy na matach. Dziewczyny bardzo się zaangażowały i zgodziły się na ten konkurs. Powiedziały, która wygra zostaje w szkole i to wszystko przez nas, któraś to wygra i zostanie, a jedna wróci do domu. Bałem się tego trochę. Margaret ma wieksze szanse bo dłużej tutaj uczęszcza, a Lucy jest tutaj ... jeden dzień?
Wszystko zaczęło się konkursem na równoważni. Obie zrobiły to fantastycznie. Były niesamowite. My tylko siedzieliśmy z chłopakiem na trybunach i podziwiałyśmy je.
- Dlaczego zaproponowałeś taki konkurs?- zapytałem go z wyrzutami- przecież mogą sobie zrobić przez to krzywdę- dodałem. Rzucił mi spojrzenie i kiwnął twierdząco głową.
- Wiem. Po prostu powiedziałeś, że Lucy jest najlepsza, a są tak samo dobre. Jednak nie można ju tego przerwać- odpowiedział i schował głowę w ręce- jestem idiotą- odpowiedział.
- Wiem- zaśmiałem się i położyłem mu dłoń na plecach. Następna konkurencja. Zręczność. Margaret utrzymała się na jednej ręce w szpagacie, a Lucy ... gdzie ona w ogóle była? Przemierzyłem wzrokiem całą salę i nie było jej. Nagle Zayn wbił mi łokieć w żebra. Popatrzyłem na niego, a on wskazywał na linę. Wspinała się po niej moja dziewczyna- ja bym nawet się tak nie wspiął- powiedziałem. Nagle do sali gimnastycznej wbiegła dyrektorka.
- Co się tutaj dzieje?!- krzyknęła. Dyra rozproszyła Lucy, a ta ... spadła z liny. Zerwałem się z trybun i pobiegłem do niej. Leżała na macie nie ruszając się. Wszyscy pobiegliśmy zobaczyć co się jej stało. Byłem przerażony. Dyrektorka dzwoniła już po karetkę. Lucy miała dwa otwarte złamania. Przez palce przechodziło jej żebro, a noga ... sam nie wiem jak to opisać.
- Widzisz. Mówiłem ci- krzyknąłem na chłopaka.
- To nie moja wina!- odkrzyknął mi równie głośno. Staliśmy na przeciwko siebie. Miałem już dłoń zaciśniętą w pięść i okazje by mu przywalić.
- Nie ... kłóćcie się- powiedziała Lucy przez zaciśnięte zęby. W końcu przyjechała karetka i zabrali ją. Gdy wyszliśmy ze szkoły razem z Zayn zaczęliśmy się bić. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Czułem się okropnie, dlatego, że ... moja dziewczyna jedzie w ciężkim stanie do szpitala.
- Jesteś tą jedyną- odpowiedziałem i dzięki temu zdaniu popatrzyła się na mnie, a ja szybko położyłem się na niej i pocałowałem- kocham cię- uśmiechnąłem się do niej- Dlaczego mi nie powiedziałaś?- zapytałem bo to pytanie krążyło mi cały czas w głowie.
- Bałam się, że nigdy się już nie spotkamy- odpowiedziała. Pocałowałem ją w nos, a on wybuchła śmiechem- jestem głupia, prawda?- zaśmiała się.
- Jesteś moja- powiedziałem i zerwałem się z ziemi. Chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą do mojego pokoju. Wbiegliśmy po schodach i położyliśmy się od razu na łóżku. Zacząłem ją całować po torsie, ściągnąłem jej koszulkę, ale ... przyszła jej koleżanka. Stanęła dębem w drzwiach. Lucy szybko założyła swoją koszulkę.
- Moglibyście się pieścić gdzie indziej. Było by fajnie- mówiła z uśmiechem na ustach. Wstałem z łóżka i naciągnąłem koszulkę na brzuch. Stanęliśmy równo w szeregu, gdy dyrektorka nagle zawołała Margaret, koleżankę Lucy- Zayn!- krzyknęła i pobiegła się z nim przywitać. Popatrzyliśmy się razem z Lucy przez okno i okazało się, że to był nasz kolega, Zayn. Zayn ze szkoły.
- On ma dziewczynę?- zapytałem zdziwiony.
- Ciekawe czego jeszcze nie wiemy- odpowiedziała i lekko uniesionymi rękami. Też zeszliśmy na plac przed budynkiem. Zdziwił się trochę gdy mnie zobaczył, ale ... przyjaźniliśmy się. Lucy rzuciła się z uściskiem na Zayna.
- Hej mała- zaśmiał się. Widziałem, że Margaret była zdezorientowana- no skarbie, widać, że nasz już moich przyjaciół- zaśmiał się i wziął mnie i Lucy pod rękę. Sam nie wiem, od kiedy przyjaźnię się z Zaynem. Jakoś to tak samo wyszło w ferie zimowe gdy byłem z nim w Australii. Zayn dziwił się też co my tutaj robimy- co wy tak w ogóle tutaj robicie?- zapytał. Przewróciłem oczami i wszystko mu opowiedziałem, że Lucy jest najlepsza w gimnastyce i nie ma nikogo lepszego od niej, ale on się zbulwersował i zorganizował konkurs. Dziewczyny miały pokazać, kto jest lepszy na matach. Dziewczyny bardzo się zaangażowały i zgodziły się na ten konkurs. Powiedziały, która wygra zostaje w szkole i to wszystko przez nas, któraś to wygra i zostanie, a jedna wróci do domu. Bałem się tego trochę. Margaret ma wieksze szanse bo dłużej tutaj uczęszcza, a Lucy jest tutaj ... jeden dzień?
Wszystko zaczęło się konkursem na równoważni. Obie zrobiły to fantastycznie. Były niesamowite. My tylko siedzieliśmy z chłopakiem na trybunach i podziwiałyśmy je.
- Dlaczego zaproponowałeś taki konkurs?- zapytałem go z wyrzutami- przecież mogą sobie zrobić przez to krzywdę- dodałem. Rzucił mi spojrzenie i kiwnął twierdząco głową.
- Wiem. Po prostu powiedziałeś, że Lucy jest najlepsza, a są tak samo dobre. Jednak nie można ju tego przerwać- odpowiedział i schował głowę w ręce- jestem idiotą- odpowiedział.
- Wiem- zaśmiałem się i położyłem mu dłoń na plecach. Następna konkurencja. Zręczność. Margaret utrzymała się na jednej ręce w szpagacie, a Lucy ... gdzie ona w ogóle była? Przemierzyłem wzrokiem całą salę i nie było jej. Nagle Zayn wbił mi łokieć w żebra. Popatrzyłem na niego, a on wskazywał na linę. Wspinała się po niej moja dziewczyna- ja bym nawet się tak nie wspiął- powiedziałem. Nagle do sali gimnastycznej wbiegła dyrektorka.
- Co się tutaj dzieje?!- krzyknęła. Dyra rozproszyła Lucy, a ta ... spadła z liny. Zerwałem się z trybun i pobiegłem do niej. Leżała na macie nie ruszając się. Wszyscy pobiegliśmy zobaczyć co się jej stało. Byłem przerażony. Dyrektorka dzwoniła już po karetkę. Lucy miała dwa otwarte złamania. Przez palce przechodziło jej żebro, a noga ... sam nie wiem jak to opisać.
- Widzisz. Mówiłem ci- krzyknąłem na chłopaka.
- To nie moja wina!- odkrzyknął mi równie głośno. Staliśmy na przeciwko siebie. Miałem już dłoń zaciśniętą w pięść i okazje by mu przywalić.
- Nie ... kłóćcie się- powiedziała Lucy przez zaciśnięte zęby. W końcu przyjechała karetka i zabrali ją. Gdy wyszliśmy ze szkoły razem z Zayn zaczęliśmy się bić. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Czułem się okropnie, dlatego, że ... moja dziewczyna jedzie w ciężkim stanie do szpitala.
czwartek, 13 marca 2014
Rozdział 9
Usiadłam za biurkiem i zaczęłam się uczyć. Co chwilę
przerywał mi dźwięk przychodzącego SMS’a.
Nie przejmowałam się tym i działałam dalej. Po dwudziestym nie
wytrzymałam i otworzyłam telefon. Moim oczom ukazała się litania napisana przez
Niall’a.
„Tęsknię…”
„Zadzwoń”
„Jutro szkoła”
„Zróbmy to jeszcze raz”
„Kocham Cię”
I tak dalej. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
„Tęsknię…”
„Zadzwoń”
„Jutro szkoła”
„Zróbmy to jeszcze raz”
„Kocham Cię”
I tak dalej. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
~perspektywa Harrego~
Po kłótni z Lucy zabrałem ją do siebie do domu. Nikogo tam
nie było na szczęście. Poszliśmy do mojego pokoju. Usiadła na łóżku, a ja koło
niej. Zbliżałem swoje usta do jej, a swoje oczy wlepiłem w jej. Widziałem, że
jej się to podobało. Im bliżej byłem tym ona miała większy uśmiech. Nasze usta
złączyły się. Nagle ona odskoczyła.
- Ja muszę już iść – powiedział i zatrzasnęła za sobą drzwi. Zdziwiło mnie to trochę.
Następnego dnia musiałem wstać wcześniej bo szedłem do
szkoły. Po drodze wstąpiłem do
kwiaciarni i kupiłem różę dla Lucy. W szkole jakimś cudem udało mi się ja
wsadzić do jej szafki. Niestety nie
widziałem jak ją otwiera bo miałem już lekcje.
Nie mogłem się doczekać kiedy ją zobaczę. Na żadnej przerwie nie mogłem jej znaleźć.
Czy ona mnie unika? Nie to nie możliwe.- Ja muszę już iść – powiedział i zatrzasnęła za sobą drzwi. Zdziwiło mnie to trochę.
Na lanch'u jak zwykle usiadłem z chłopakami i Mary. Zdziwiło mnie, że nie było z
nią Lucy. Postanowiłem ją o to zapytać.
-Co jest z twoją siostrą?
-Nie wiesz? Myślałam, że ci powiedziała. – o co tu chodzi – dziś rano pojechała do szkoły gimnastycznej- dokończyła.
- Ale jak to? – byłem zdziwiony – to nie możliwe. Nie mogłem w to uwierzyć. To dla tego wczoraj była taka. Od razu po powrocie ze szkoły spróbowałem do niej zadzwonić. Niestety nie udało się. Byłem zdruzgotany. Zadzwoniłem do Niall’a.
- Stary, masz dla mnie towar? – zadałem pytanie.
- Dla ciebie zawsze – odpowiedział, a ja się w sumie ucieszyłem. Po kilkunastu minutach usłyszałem głos blondyna za drzwiami. Wstałem z kanapy i otworzyłem mu. On dał mi prochy i powiedział, że musi iść do Mary. Wróciłem do pokoju i wysypałem biały proszek na biurko. Poprawiłem go kartką i się zaciągnąłem. Za każdym razem kiedy to robiłem było mi lepiej. Nagle zadzwonił mi telefon. Rzuciłem się na niego rozsypując pozostały proszek. "Kurwa" powiedziałem sam do siebie i odebrałem telefon.
-Hej! Bardzo cię przepraszam, że ci nie powiedziałam, ale... - nagle coś przerwało. Ten dzień był do dupy. Nienawidziłem się. Wszystko to moja wina.
~perspektywa Lucy~
Miałam mieszane uczucia. Nie wiedziałam czy dobrze zrobiłam nie mówiąc mu o tym. Co jeśli mnie przestanie kochać? Przecież to on sprawił, że dostałam się do tej szkoły. Przestałam myśleć o Marc... znaczy o Harrym około pierwszej w nocy. Musiałam w końcu iść spać. Czekał mnie ciężki dzień.
Następnego dnia, moja współlokatorka obudziła mnie wcześnie rano. Chciałam ją zabić za to. Jakimś cudem wstałam i udałam się do łazienki. Upięłam swoje włosy w koczka i ubrałam na siebie strój gimnastyczny. Razem z May'ą (moją współlokatorką) zeszłyśmy na śniadanie. Było tam pełno ludzi. Wzięłyśmy tace i poszłyśmy do bufetu. Następnie usiadłyśmy przy jakimś stoliku. Od czasu do czasu patrzyłam się na stolik najpopularniejszych. Brakowało mi go. Tam zawsze były najlepsze zabawy.
Następnie poszłyśmy na zajęcia. Jak zawsze starałam się być najlepsza i mi nawet wyszło. Po południu miałyśmy czas wolny, ktoś ze starszej klasy organizował imprezkę. Nie mogłam opuścić takiej okazji. Oczywiście nie obyło się bez alkoholu i bez ... prochów. Tak bardzo nie chciałam tego robić. Nie mogłam. Wybiegłam z tamtą jak najszybciej się dało. Ze łzami w oczach...
Po powrocie postanowiłam zadzwonić do Harrego.
- Hej to ja- powiedziałam trochę zasmucona.
- Ja dobrze Cię słyszeć- cieszył się, że zadzwoniłam - opowiadaj jak tam jest- powiedział od razu. Zaczęłam nawijać.
-Co jest z twoją siostrą?
-Nie wiesz? Myślałam, że ci powiedziała. – o co tu chodzi – dziś rano pojechała do szkoły gimnastycznej- dokończyła.
- Ale jak to? – byłem zdziwiony – to nie możliwe. Nie mogłem w to uwierzyć. To dla tego wczoraj była taka. Od razu po powrocie ze szkoły spróbowałem do niej zadzwonić. Niestety nie udało się. Byłem zdruzgotany. Zadzwoniłem do Niall’a.
- Stary, masz dla mnie towar? – zadałem pytanie.
- Dla ciebie zawsze – odpowiedział, a ja się w sumie ucieszyłem. Po kilkunastu minutach usłyszałem głos blondyna za drzwiami. Wstałem z kanapy i otworzyłem mu. On dał mi prochy i powiedział, że musi iść do Mary. Wróciłem do pokoju i wysypałem biały proszek na biurko. Poprawiłem go kartką i się zaciągnąłem. Za każdym razem kiedy to robiłem było mi lepiej. Nagle zadzwonił mi telefon. Rzuciłem się na niego rozsypując pozostały proszek. "Kurwa" powiedziałem sam do siebie i odebrałem telefon.
-Hej! Bardzo cię przepraszam, że ci nie powiedziałam, ale... - nagle coś przerwało. Ten dzień był do dupy. Nienawidziłem się. Wszystko to moja wina.
~perspektywa Lucy~
Miałam mieszane uczucia. Nie wiedziałam czy dobrze zrobiłam nie mówiąc mu o tym. Co jeśli mnie przestanie kochać? Przecież to on sprawił, że dostałam się do tej szkoły. Przestałam myśleć o Marc... znaczy o Harrym około pierwszej w nocy. Musiałam w końcu iść spać. Czekał mnie ciężki dzień.
Następnego dnia, moja współlokatorka obudziła mnie wcześnie rano. Chciałam ją zabić za to. Jakimś cudem wstałam i udałam się do łazienki. Upięłam swoje włosy w koczka i ubrałam na siebie strój gimnastyczny. Razem z May'ą (moją współlokatorką) zeszłyśmy na śniadanie. Było tam pełno ludzi. Wzięłyśmy tace i poszłyśmy do bufetu. Następnie usiadłyśmy przy jakimś stoliku. Od czasu do czasu patrzyłam się na stolik najpopularniejszych. Brakowało mi go. Tam zawsze były najlepsze zabawy.
Następnie poszłyśmy na zajęcia. Jak zawsze starałam się być najlepsza i mi nawet wyszło. Po południu miałyśmy czas wolny, ktoś ze starszej klasy organizował imprezkę. Nie mogłam opuścić takiej okazji. Oczywiście nie obyło się bez alkoholu i bez ... prochów. Tak bardzo nie chciałam tego robić. Nie mogłam. Wybiegłam z tamtą jak najszybciej się dało. Ze łzami w oczach...
Po powrocie postanowiłam zadzwonić do Harrego.
- Hej to ja- powiedziałam trochę zasmucona.
- Ja dobrze Cię słyszeć- cieszył się, że zadzwoniłam - opowiadaj jak tam jest- powiedział od razu. Zaczęłam nawijać.
- Fajnie, przed chwilą wróciłam z imprezy- przyznałam się.
- I jak było - zapytał, a ja nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Nie fajnie, musiały być tam prochy, oczywiście. Jak dobrze, że ty nie bierzesz prochów- zaśmiałam się do słuchawki, a po drugiej stronie nastała niepokojąca cisza.
- Yyyy, tak - Harry się odezwał
- Wiesz ja juz muszę kończyć, pogadamy jutro
- Do zobaczenia, kocham cię - powiedział i rozłączyłam się. Noc minęła mi lepiej niż poprzednia.
Niestety następnego dnia spotkało mnie wiele niemiłych sytuacji po moim wczorajszym "wyskoku". Wszyscy się ze mnie śmiali. To nie było przyjemnie. Gdyby tylko tu był Harry, wszystkie dziewczyny by mi zazdrościły.
Jak zwykle po południe zostało dla nas. Razem z May'ą poszłyśmy na spacer. Było cudownie. Słońe, ptaki, wszystko czego sobie zamarzyłeś. Mi jak zwykle brakowało Harrego.
Koło pierwszej w nocy usłyszałam stuki na polu. Nie zareagowałam na nie i zasnęłam.
~perspektywa Harrego~
Postanowiłem zrobić niespodziankę Lucy. Od Mary dowiedziałem się gdzie jest ta szkoła i pojechałem tam. Żeby było bardziej zaskakująco zrobiłem to w noc. Na szczęście na jej balkonie był wywieszony jej strój więc łatwo mogłem odgadnąć gdzie mam iść. Byłem bardzo podekscytowany. Podszedłem do zimnej ściany i zacząłem się wspinać. Szło mi bardzo dobrze. Udało mi się wejść na balkon bez większych przeszkód. Stuknąłem parę razy w okno. Po kilku minutach otworzyła mi jakaś blondynka. Zdziwiłem się. Ona chyba też bo wezwała ochronę. Nie udało mi się uciec. Zabrali mnie do gabinetu dyrektora szkoły. Siedziałem tam do rana i czekałem na tego gościa. Masakra. Ile można się zbierać? Nie ważne. Wielkie drzwi sie uchyliły. Przede mną usiadł człowiek w garniturze i zaczął swoją nawijkę. Po kilku minutach do pomieszczenia weszła sekretarka i powiedziała, że jakaś uczennica czeka na rozmowę. On powiedział żeby weszła. W wielkich drzwiach ukazała sie mała sylwetka. Na początku nie mogłem stwierdzić kto to jest, ponieważ słońce świeciło za mocno. Po zrobieniu paru kroków przez dziewczynę ujrzałem piękną brunetkę, a mianowicie Lucy. Niefortunne spotkanie, ale cóż. Rzuciła mi się na szyję jakbyśmy się nie widzieli wieki. W sumie tak to odczułem. Odwdzięczyłem się namiętnym całusem. Pan dyrektor dziwnie się na nas patrzył.
-Nie chciał bym przeszkadzać, ale słyszałem, że miała pani do mnie jakąś sprawę.
-O tak, ten chłopak jest ze mną. Proszę go wypuścić - powiedziała nie pewnie. Dyrektor chwilę się zastanawiał, ale w końcu mnie puścił. Razem z Lucy urządziliśmy sobie piknik. Wszyscy się na nas patrzyli. Widziałem jak rożne dziewczyny, przechodzące obok nas rozmawiają o mnie. To było śmieszne...
- I jak było - zapytał, a ja nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Nie fajnie, musiały być tam prochy, oczywiście. Jak dobrze, że ty nie bierzesz prochów- zaśmiałam się do słuchawki, a po drugiej stronie nastała niepokojąca cisza.
- Yyyy, tak - Harry się odezwał
- Wiesz ja juz muszę kończyć, pogadamy jutro
- Do zobaczenia, kocham cię - powiedział i rozłączyłam się. Noc minęła mi lepiej niż poprzednia.
Niestety następnego dnia spotkało mnie wiele niemiłych sytuacji po moim wczorajszym "wyskoku". Wszyscy się ze mnie śmiali. To nie było przyjemnie. Gdyby tylko tu był Harry, wszystkie dziewczyny by mi zazdrościły.
Jak zwykle po południe zostało dla nas. Razem z May'ą poszłyśmy na spacer. Było cudownie. Słońe, ptaki, wszystko czego sobie zamarzyłeś. Mi jak zwykle brakowało Harrego.
Koło pierwszej w nocy usłyszałam stuki na polu. Nie zareagowałam na nie i zasnęłam.
~perspektywa Harrego~
Postanowiłem zrobić niespodziankę Lucy. Od Mary dowiedziałem się gdzie jest ta szkoła i pojechałem tam. Żeby było bardziej zaskakująco zrobiłem to w noc. Na szczęście na jej balkonie był wywieszony jej strój więc łatwo mogłem odgadnąć gdzie mam iść. Byłem bardzo podekscytowany. Podszedłem do zimnej ściany i zacząłem się wspinać. Szło mi bardzo dobrze. Udało mi się wejść na balkon bez większych przeszkód. Stuknąłem parę razy w okno. Po kilku minutach otworzyła mi jakaś blondynka. Zdziwiłem się. Ona chyba też bo wezwała ochronę. Nie udało mi się uciec. Zabrali mnie do gabinetu dyrektora szkoły. Siedziałem tam do rana i czekałem na tego gościa. Masakra. Ile można się zbierać? Nie ważne. Wielkie drzwi sie uchyliły. Przede mną usiadł człowiek w garniturze i zaczął swoją nawijkę. Po kilku minutach do pomieszczenia weszła sekretarka i powiedziała, że jakaś uczennica czeka na rozmowę. On powiedział żeby weszła. W wielkich drzwiach ukazała sie mała sylwetka. Na początku nie mogłem stwierdzić kto to jest, ponieważ słońce świeciło za mocno. Po zrobieniu paru kroków przez dziewczynę ujrzałem piękną brunetkę, a mianowicie Lucy. Niefortunne spotkanie, ale cóż. Rzuciła mi się na szyję jakbyśmy się nie widzieli wieki. W sumie tak to odczułem. Odwdzięczyłem się namiętnym całusem. Pan dyrektor dziwnie się na nas patrzył.
-Nie chciał bym przeszkadzać, ale słyszałem, że miała pani do mnie jakąś sprawę.
-O tak, ten chłopak jest ze mną. Proszę go wypuścić - powiedziała nie pewnie. Dyrektor chwilę się zastanawiał, ale w końcu mnie puścił. Razem z Lucy urządziliśmy sobie piknik. Wszyscy się na nas patrzyli. Widziałem jak rożne dziewczyny, przechodzące obok nas rozmawiają o mnie. To było śmieszne...
piątek, 28 lutego 2014
Rozdział 8
... lecz co dobre to szybko się kończy. Od naszej wspólnej nocy minęło kilka dni. Musieliśmy niestety wracać bo ferie też nie trwają wiecznie. Zacząłem pakować rzeczy, a ona spała przed telewizorem. Uśmiechnąłem się pod nosem gdy podniosłem na nią wzrok. Miałem cholerne szczęście, że spotkałem taką niesamowitą dziewczynę. Zszedłem do Josha, a on zrobił mi kawę. Nie wiem dlaczego, ale od kilku dni śnią mi się koszmary i jestem strasznie zmęczony.
- Kiedy wracacie? Dzisiaj z nami?- zapytałem. On kiwnął przecząco głową.
- Zostajemy jeszcze tydzień. Ariana zachorowała dzisiaj w nocy właśnie i muszę zostać i kurować ją- odpowiedział. Bardzo zdziwiła mnie ta odpowiedź. Przecież jeszcze wczoraj z nami jeździła normalnie.
- Okej- powiedziałem i wstałem od stołu- dzięki za kawę. Będę lecieć- dodałem i pożegnałem się z nim uściskiem. Wróciłem do siebie do pokoju i pomału, ale skutecznie zacząłem budzić Mery. Taksówka już na nas czekała. Postanowiłem wziąć walizki i zaniosłem je do bagażnika samochodu. Znów wróciłem po nią ... wziąłem na ręce i przeniosłem. Spała jak zabita, ale chyba śniło się jej coś dobrego bo uśmiechała się przez sen. Dotarliśmy na lotnisko. W jakiś sposób udało mi się ją i nasze rzeczy zanieść do samolotu. Gdy się obudziła byliśmy już prawie nad Anglią. Przetarła oczy i popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.
- Jesteśmy już w samolocie? A nasze rzeczy? Ile już lecimy? Gdzie jesteśmy?- zadała masę pytań. Zaśmiałem się i pocałowałem ją w czoło.
- Spokojnie nasze rzeczy lecą razem z nami, lecimy już około trzy godziny i jesteśmy prawie w domu- odpowiedziałem na jednym wdechu. Popatrzyła na mnie z grymasem.
- Dlaczego mnie nie obudziłeś?- zapytała. Przewróciłem oczami. Musieliśmy zapiąć pasy bo czekało nas lądowanie. Po trzydziestu minutach byliśmy już po jej domem- ja chcę jeszcze na narty- prychnęła. Uśmiechnąłem się do niej, a ona przytuliła mnie mocno.
- Ja też, ale szkoła się zaczyna- zaśmiałem się, a ona też nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Nagle mama Mery wybiegła do nas i uściskała nas mocno. Przywitałem się grzecznie, a ona przytuliła mnie. Pani Winter była bardzo ciepłą kobietą i otwartą na nowe znajomości- To do widzenia- powiedziałem i zacząłem iść w stronę taksówki. Jednak Mery jeszcze podbiegła do mnie, a ja szybko ją pocałowałem.
- Kocham cię- powiedziała.
- To dobrze, bo ja kocham ciebie- odpowiedziałem. Nie mogłem doczekać się, aż otworzy prezent ode mnie. Mam nadzieję, że się jej spodoba.
~perspektywa Mery~
Cieszyłam się że byłam już w domu. Wciągnęłam walizki do pokoju i zaczęłam się rozpakowywać. Wyciągałam brudne rzeczy i od razu wrzucałam do prania. Gdy przekopywałam tą walizkę było w niej pudełko z napisem " Kocham Cię. Twój Niall" i akurat w tedy przyszła mama. Usiadła koło mnie na ziemi.
- Otwórz- powiedziała. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczynałam odpakowywać. Opadła mi szczęka jak zobaczyłam co jest w środku. Moja mama zaczęła mnie szturchać łokciem, a ja spaliłam się ze wstydu.
- Mamo!- krzyknęłam na nią.
- Mi bardzo się podoba przymierzaj- zaśmiała się- chyba nawet wiem po co to- dodała ze śmiechem. Na dodatek przybiegła Lucy. Z grymasem poszłam to przymierzyć. Jednak widząc siebie w tym przed lustrem w łazience spodobałam się sobie. Uśmiechnęłam się. Było całkiem ładne. Wyszłam z łazienki, a siostra wybuchłam śmiechem, ale potem rzuciła kompletem.
- Ładnie ci w tym. Kiedy idziesz do Nialla- zaśmiała się.
- Bardzo ładne- powiedziała coś od siebie mama- ma niezły gust- dodała.
- Też uważam, że mi w tym ładnie- zaśmiałam się w twarz Lucy. Ktoś zapukał do drzwi. Lucy poszła otworzyć i przyprowadziła Harrego. Jego oczy momentalnie zrobiły się ogromne i zauważyłam błysk w jego oku. Lucy widząc to stanęła mu na stopę. On otrząsnął się. Chwyciła chłopaka za rękę i weszli razem do pokoju. Ja wróciłam do łazienki i ubrałam się w dres i luźną koszulkę. Poszłam do kuchni zjeść coś. Mama zrobiła pyszny obiad gdzie dołączył się Harry i zjedliśmy jak "rodzina". Było bardzo wesoło. Harry ma świetne opowieści z życia wzięte. Lucy jednak nie bawiła się zbyt dobrze. Jakoś nie mogłem tego przeboleć i wzięłam ją na słówko.
- Co się dzieje? Dlaczego nie śmiejesz się z nami- zapytałam. Ona opuściła głowę.
- Zabierasz mi Harrego- mruknęła pod nosem- widzi cię w samej bieliźnie i podobało mu się, a to ja powinnam mu się podobać- dodała trochę głośniej- zawsze jesteś we wszystkim lepsza! Za to cie nienawidzę- krzyknęła i wybiegła z domu. Chłopak pobiegł za nią. Wyjrzałam przez okno. On trzymał ją mocno za ramiona i krzyczał jej coś w twarz. Ona starała się go odepchnąć, ale widocznie jego uścisk był zbyt mocny. Uchyliłam trochę okno.
- Co ty z siebie robisz?!- krzyczał.
- Oglądasz się za innymi przy mnie!- odkrzyknęła mu.
- Nie gadaj głupot- powiedział trochę ciszej.
- Ja widziałam- odpowiedziała- ja widziałam- dodała znów.
- Nie wierzysz w moją miłość do ciebie?- zapytał się jej patrząc głęboko w jej oczy.
- Wierzę, ale coraz mniej- odpowiedziała znów i wyrwała się. Usiadła na huśtawce koło domu. Wziął ja pod ramię i obdarzył pocałunkiem w policzek. Wydawało mi się, że kochają się, ale jednocześnie nienawidzą...
- Kiedy wracacie? Dzisiaj z nami?- zapytałem. On kiwnął przecząco głową.
- Zostajemy jeszcze tydzień. Ariana zachorowała dzisiaj w nocy właśnie i muszę zostać i kurować ją- odpowiedział. Bardzo zdziwiła mnie ta odpowiedź. Przecież jeszcze wczoraj z nami jeździła normalnie.
- Okej- powiedziałem i wstałem od stołu- dzięki za kawę. Będę lecieć- dodałem i pożegnałem się z nim uściskiem. Wróciłem do siebie do pokoju i pomału, ale skutecznie zacząłem budzić Mery. Taksówka już na nas czekała. Postanowiłem wziąć walizki i zaniosłem je do bagażnika samochodu. Znów wróciłem po nią ... wziąłem na ręce i przeniosłem. Spała jak zabita, ale chyba śniło się jej coś dobrego bo uśmiechała się przez sen. Dotarliśmy na lotnisko. W jakiś sposób udało mi się ją i nasze rzeczy zanieść do samolotu. Gdy się obudziła byliśmy już prawie nad Anglią. Przetarła oczy i popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.
- Jesteśmy już w samolocie? A nasze rzeczy? Ile już lecimy? Gdzie jesteśmy?- zadała masę pytań. Zaśmiałem się i pocałowałem ją w czoło.
- Spokojnie nasze rzeczy lecą razem z nami, lecimy już około trzy godziny i jesteśmy prawie w domu- odpowiedziałem na jednym wdechu. Popatrzyła na mnie z grymasem.
- Dlaczego mnie nie obudziłeś?- zapytała. Przewróciłem oczami. Musieliśmy zapiąć pasy bo czekało nas lądowanie. Po trzydziestu minutach byliśmy już po jej domem- ja chcę jeszcze na narty- prychnęła. Uśmiechnąłem się do niej, a ona przytuliła mnie mocno.
- Ja też, ale szkoła się zaczyna- zaśmiałem się, a ona też nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Nagle mama Mery wybiegła do nas i uściskała nas mocno. Przywitałem się grzecznie, a ona przytuliła mnie. Pani Winter była bardzo ciepłą kobietą i otwartą na nowe znajomości- To do widzenia- powiedziałem i zacząłem iść w stronę taksówki. Jednak Mery jeszcze podbiegła do mnie, a ja szybko ją pocałowałem.
- Kocham cię- powiedziała.
- To dobrze, bo ja kocham ciebie- odpowiedziałem. Nie mogłem doczekać się, aż otworzy prezent ode mnie. Mam nadzieję, że się jej spodoba.
~perspektywa Mery~
Cieszyłam się że byłam już w domu. Wciągnęłam walizki do pokoju i zaczęłam się rozpakowywać. Wyciągałam brudne rzeczy i od razu wrzucałam do prania. Gdy przekopywałam tą walizkę było w niej pudełko z napisem " Kocham Cię. Twój Niall" i akurat w tedy przyszła mama. Usiadła koło mnie na ziemi.
- Otwórz- powiedziała. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczynałam odpakowywać. Opadła mi szczęka jak zobaczyłam co jest w środku. Moja mama zaczęła mnie szturchać łokciem, a ja spaliłam się ze wstydu.
- Mamo!- krzyknęłam na nią.
- Mi bardzo się podoba przymierzaj- zaśmiała się- chyba nawet wiem po co to- dodała ze śmiechem. Na dodatek przybiegła Lucy. Z grymasem poszłam to przymierzyć. Jednak widząc siebie w tym przed lustrem w łazience spodobałam się sobie. Uśmiechnęłam się. Było całkiem ładne. Wyszłam z łazienki, a siostra wybuchłam śmiechem, ale potem rzuciła kompletem.
- Ładnie ci w tym. Kiedy idziesz do Nialla- zaśmiała się.
- Bardzo ładne- powiedziała coś od siebie mama- ma niezły gust- dodała.
- Też uważam, że mi w tym ładnie- zaśmiałam się w twarz Lucy. Ktoś zapukał do drzwi. Lucy poszła otworzyć i przyprowadziła Harrego. Jego oczy momentalnie zrobiły się ogromne i zauważyłam błysk w jego oku. Lucy widząc to stanęła mu na stopę. On otrząsnął się. Chwyciła chłopaka za rękę i weszli razem do pokoju. Ja wróciłam do łazienki i ubrałam się w dres i luźną koszulkę. Poszłam do kuchni zjeść coś. Mama zrobiła pyszny obiad gdzie dołączył się Harry i zjedliśmy jak "rodzina". Było bardzo wesoło. Harry ma świetne opowieści z życia wzięte. Lucy jednak nie bawiła się zbyt dobrze. Jakoś nie mogłem tego przeboleć i wzięłam ją na słówko.
- Co się dzieje? Dlaczego nie śmiejesz się z nami- zapytałam. Ona opuściła głowę.
- Zabierasz mi Harrego- mruknęła pod nosem- widzi cię w samej bieliźnie i podobało mu się, a to ja powinnam mu się podobać- dodała trochę głośniej- zawsze jesteś we wszystkim lepsza! Za to cie nienawidzę- krzyknęła i wybiegła z domu. Chłopak pobiegł za nią. Wyjrzałam przez okno. On trzymał ją mocno za ramiona i krzyczał jej coś w twarz. Ona starała się go odepchnąć, ale widocznie jego uścisk był zbyt mocny. Uchyliłam trochę okno.
- Co ty z siebie robisz?!- krzyczał.
- Oglądasz się za innymi przy mnie!- odkrzyknęła mu.
- Nie gadaj głupot- powiedział trochę ciszej.
- Ja widziałam- odpowiedziała- ja widziałam- dodała znów.
- Nie wierzysz w moją miłość do ciebie?- zapytał się jej patrząc głęboko w jej oczy.
- Wierzę, ale coraz mniej- odpowiedziała znów i wyrwała się. Usiadła na huśtawce koło domu. Wziął ja pod ramię i obdarzył pocałunkiem w policzek. Wydawało mi się, że kochają się, ale jednocześnie nienawidzą...
Subskrybuj:
Posty (Atom)