Uśmiechnęłam się do niego szeroko, a on lekko musną mnie w usta. Odwrociłam się. To było bardzo przyjemne. Następnie chwycił mnie za ręce i kazał iść. Szłam, teraz już pewnie. Każdy krok sprawiał mi wiele radości.
- Lucy! - Mary wyjrzała przez okno i krzyknęła z radości. Szybko do nas zeszła. Nie mogła się napatrzeć.
~perspektywa Mary~
Byłam bardzo szczęśliwa. Po tym co moja siostra przeszła, udało jej się wstać i podjąć jakiekolwiek działanie. No własnie... Ja chyba nic nie zrobiłam... Wszystko to zasługa Harrego... Zazdrościłam jej, że znalazła sobie kogoś takiego, razem wyglądali jakby byli małżeństwem od kilku lat. Swietnie się dogadywali i czuli razem. Wiedziałam, że nie jestem już jej potrzebna i najważniejsza w jej życiu. Kiedy skończyli swój spacer, cała rodzina -Harry też- zebrała się w salonie.
- Więc... Jak wszyscy wiedzą, niedługo kończę szkołę i ... - zaczęłam swoją przemowę - znalazłam sobie studia- poinformowałam całą rodzinę.
- To świetnie! Tak się cieszę, nasza mała córeczka idzie już na studia! - jak zwykle moja mama pełna radości cieszyła się z każdego podjętego kroku przeze mnie.
- No tak- westchnęłam- tylko, że to jest w Chicago- dokończyłam cichszym głosem. Wszystkim opadły szczęki oprócz Harrego ponieważ pewnie go to nie obchodziło zbytnio.
- Jak to?- zapytała z przerażeniem Lucy.
- Widzę, że nie jestem tu już potrzebna, w sensie dla Lucy. Budzę się codziennie i widzę, że świetnie się bawisz z Harrym. Ja chcę się uczyć, a po za tym znalazłam sobie nawet tam stadninę, w której mogłabym jeździć- na twarzy Lucy pojawił się grymas, a wręcz przeciwnie zareagowali moi rodzice. Byli zachwyceni. Trochę się martwiłam o Lucy, że zamknie się w sobie, przez mój wyjazd. Jednak wiedziałam też, że ma Harrego i da sobie beze mnie radę.
Wyjazd był już niedługo. Wystarczyło napisać tylko testy, które zbliżały się bardzo szybko.
Każdy mój dzień wyglądał tak samo, ale ten był inny. Po pierwszej lekcji poszłam do szafki zostawić książki. Już miałam ją zamykać kiedy ktoś mnie wyprzedził. Odwróciłam się i zobaczyłam... Theo. Tylko nie on. Dawniej bym powiedziała "O mój Boże", ale teraz... No cóż... Jako wychowana osoba zaczęłam z nim rozmawiać.
- Cześć Theo- rzuciłam coś.
- Wiedziałem, że Mi wybaczysz- powiedział z szyderczym uśmiechem na twarzy.
- Skąd wiesz? - zaśmiałam się pod nosem
- Domyśliłem się. Bardzo Cię przepraszam... za to- zaczął. Uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Spoko, ale możesz mnie teraz zos... - na horyzoncie zauważyłam Niall'a idącego w naszą stronę. Szybko chwyciłam Theo za rękę, udając, że jestem z nim- Udawaj, że... No nie wiem. Opowiedz mi jakiś żart- w tym momencie byłam przerażona. Chciałam unikać Niall'a. Dalej nie mogłam w to uwierzyć. Co jeśli on z tym nie przestanie? Co z nim będzie? Te pytania zadręczałyście mnie kiedy wracałem do domu. Przekraczając próg usłyszałam jak Harry śpiewa w pokoju Lucy. Uśmiechnęłam się do siebie, rzuciłam klucze na stolik i poszłam do pokoju.
Zaczęłam się pakować, ale szło mi to bardzo ciężko. Musiałam wziąć że sobą tyle rzeczy. Pakując ubrania natknęłam się na paczkę, którą kiedyś dostałam od Niall'a. Otworzyłam wieczko i od razu zamknęłam. Położyłam je gdzieś w kącie pokoju.
Następnie przeszłam do "pakowania biurka". Notatki, długopisy, segregatory... a po między nimi wspomnienia. Otwierając każdy z zeszytów, każdą z teczek widziałam coś co związane było z
blondynem. Usiadłam na ziemi i zaczęłam płakać. Parę łez kapnęło na jeden z notatników gdzie Niall narysował róże. Szybko je wytarła, ale rysunek się roztarł. Zamknęłam skórzany notatnik, otarłam łzy z twarzy i udawałam, że nic się nie stało.
Obudziłam się następnego dnia i uświadomiłam sobie, że do testów zostały tylko dwa dni. Trochę się bałam, ale tata mówił, że stres jest potrzebny. Te dni spędziłam tylko na nauce. Nikt nie wchodził mi do pokoju i ja z niego nie wychodziłam.
Przyszedł poniedziałek, a wraz z nim test. Ubrałam się elegancko i bez śniadania poszłam do szkoły. Była opustoszała przez to, że wszystkie klasy, po za ostatnią, miały wolne. Na końcu korytarza zauważyłam jak Harry rozmawiał z Niall'em. Postanowiłam się przełamać i podeszłam do nich. Oczy miałam wlepione w swoje buty.
- Hej! - nad sobą usłyszałam głos loczka.
- Cześć! - odpowiedziałam, dalej z opuszczoną głową - będzie dzisiaj u Lucy?- zapytał oczywście o moją siostrę, zamiast powiedzieć ' powodzenia' czy coś w tym rodzaju.
- Tak. Od razu po egzaminach- odpowiedziałam spokojnym tonem.
- To może wrócimy razem?- zaproponował brunet.
- Jasne. Boję się trochę. A ty Niall?- przełamałam się i powiedziałam do Niall'a.
- Ja też- odpowiedział, ale po jego głosie słyszałam, że ma to w nosie. Cały ten sprawdzian.
- Można wchodzić na sale- zawołała jedna z nauczycielek sprawujących pieczę nad uczniami.
- No to powodzenia chłopaki- każde z nas poszło w innym kierunku. Usiadłam przy wyznaczonej ławce i zaczęłam głęboko oddychać. Będzie dobrze, zobaczysz...
Do sali weszła nauczycielka, powiedziała swoje i rozdała nam arkusze. Wzięłam do ręki czarny długopis i zaczęłam.
***dwie godziny później***
Cała spocona wyszłam z sali. Pobiegłam do łazienki by się odświeżyć, ale dążyłam i postanowiłam zaczekać chwilę na Harrego. W końcu poszliśmy. W drodze nie rozmawialiśmy o teście. Pytałam go raczej o Niall'a. Martwili mnie jego zachowanie, ale Harry powiedział, że nic o tym nie wie. Wiedziałam, że kłamie. Weszliśmy do domu i usłyszeliśmy... NIESPODZIANKA. Pełno konfetti spadło nam na głowy.
- A co to za okazja? - zapytałam zdziwiona.
- Impreza pożegnalna. - odpowiedziała mi Lucy i pociągnęli za sobą. Wyszłyśmy do ogrodu.
Było cudownie. Zrobiło mi się trochę smutno, że to wszystko zostawiam, ale nie miałam już odwrotu.
Kiedy impreza się skończyła, posprzątałam i poszłam do siebie. Skończyłam pakowanie, zniosłam walizki i spojrzałam na swój pokój. Był pusty... Tak tylko się wydawało. Było w nim pełno wspomnień. Kilka łez zwilżyło mi policzek. Ostatni raz oparłam się o swoje okno, położyłam się na swoi łóżku... Zgasiłam soję światło. Lucy z Harrym już na mnie czekali. Rodziców nie było. Spakowałam swoje rzeczy do bagażnika, czarnego auta i pojechaliśmy na lotnisko.
Po dwudziestu minutach dojechaliśmy na miejsce. Weszliśmy do wielkiego budynku, w którym było pełno ludzi. Stanęłam w kolejce do odprawy. Lucy usiadła na ławce obok. Kiedy doszłam już do końca, odłożyłam swoje bagaże i pożegnała się z nimi. Weszłam do innej części lotniska.
Miałam jeszcze dwie godziny do odlotu wiec postanowiłam pochodzić o sklepach.
Nadszedł mój czas i weszłam do samolotu. Koło mnie usiadła jakaś starsza pani oraz jej mąż. Byli uroczą parą.
- Jedziesz do chłopaka? - zapytała miła staruszka. Rumieniec wstąpił na moje, wcześniej blade z przerażenia policzki.
- Ja? Nie, nie... ja jadę na studia. - odpowiedziałam jej ze zdziwieniem.
- A gdzie masz chłopaka? - ta pani była bardzo natarczywa. Zaczęła mnie lekko irytować. Był to moment w moim życiu gdzie starałam zapomnieć o ... wiecie kim.
- Nie mam chłopaka- powiedziałam i miałam nadzieję, że da mi spokój z takimi pytaniami.
- Ale jak to? Taka piękna dziewczyna... ta młodzież. A jak masz na imię kochana?- jednak się myliłam. Zadawała coraz więcej wkurzających pytań, ale ja jako miła młodzież odpowiadałam, nawet na najgłupsze pytania.
- Mary- uśmiechnęłam się do staruszki.
- Popatrz Niall. Ta dziewczyna ma tak samo na imię jak ja- w tej chwili mnie zamurowało. Niall i
Mary... - to imię jest bardzo popularne- i uświadomiłam sobie, że mój blondyn jest mi potrzebny. Popłakałam się.
- Nie płacz dziecko. Wszystko będzie dobrze- pani przytuliła mnie i zaczęła mówić słowa otuchy. Chciałam wysiąść, ale było już za późno. Już lecieliśmy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz